Quady trafiły pod strzechy. To popularne dziś prezenty komunijne. Używane bezmyślnie, powodują coraz więcej wypadków. Rozjeżdżają lasy, niszczą rezerwaty. Hałaśliwe, agresywne.
Rok temu dwaj dziennikarze motoryzacyjni – Zientarski i Zabiega – rozbili się Ferrari. W tej samej chwili życie kilkunastu bliskich im osób także wypadło z toru.
Nie trzeba być ofiarą wypadku. Czasem wystarczy go tylko zobaczyć, by prześladował on człowieka przez całe życie. Jak się uwolnić z tego koszmaru?
Nie trzeba być ofiarą wypadku. Czasem wystarczy go tylko zobaczyć, by prześladował on człowieka przez całe życie. Jak się uwolnić z tego koszmaru?
Mieszkam pod Warszawą i codziennie pokonuję samochodem sporą odległość. Codziennie też widzę po drodze przynajmniej kilka przejechanych zwierząt.
Stoją przy drogach. Brzozowe, betonowe, zespawane z rurek. Ale też marmurowe, ze złotą grawerką. Wyznaczają szlak śmierci. W październiku i listopadzie płoną przy nich znicze.
To już pół roku od niedzielnego poranka 22 lipca 2007 r., kiedy autokar z polskimi pielgrzymami stoczył się w przepaść we francuskich Alpach. Zginęło 26 osób. Świat o takich dramatach
Matka Boska do nowego stargardzkiego kościoła, kupiona ze składek, jechała w autobusie. Śpiewali jeszcze pieśń na jej chwałę, gdy zaczęli walić się w przepaść. Spaliła się razem z 26 pątnikami. Lecz złożą się na nową, na pewno.