Politycy, urzędnicy i „biznesmeni” ze spółek często nie tylko żyją, ale i mieszkają na koszt państwa. Bywa, że wykorzystują do maksimum swoje przywileje i możliwości. Ile to kosztuje i czy musi aż tyle?
„Mój apartament miłości to moje mieszkanie, gdzie z żoną mieszkam” – tłumaczy się kandydat popierany przez PiS podczas spotkań z wyborcami, bo ewidentnie wpadł w kłopoty.
Ktoś miał napisać ustawę pt. „dodajemy naszym – odbieramy tamtym”, czyli podnoszącą opodatkowanie elektoratu PiS kosztem elektoratu opozycji, a tu się okazało, że oberwali wszyscy.
Nie tylko Polska w pandemii rozważa podniesienie wynagrodzeń parlamentarzystów. Za granicą procedura jest jednak często bardziej złożona, a przede wszystkim nie prowadzą jej sami politycy.
Politycy i urzędnicy państwowi powinni przyzwoicie zarabiać. Ale w państwie demokratycznym nie tak się to robi.
Podobną hojnością co Andrzej Duda nie mogli się wykazać Elżbieta Witek, Ryszard Terlecki ani przywódcy opozycji, którzy poparli ostatnio w Sejmie projekt podwyżek.
Borys Budka w weekend wsłuchiwał się w głos osób, które wyrażały negatywne opinie o podwyżkach dla polityków. Dobrze, że ich posłuchał. Szkoda, że sam na to nie wpadł.
Posłowie zgodnie przegłosowali projekt ustawy podwyższającej pensje najważniejszych osób w państwie. Nie mogli wybrać gorszego momentu.
Już wiadomo, dlaczego Rafał Bochenek, kiedy w październiku został posłem, nie chciał zrezygnować z pracy w PGNiG. Chciał być posłem niezawodowym, pozostać dyrektorem marketingu w państwowej spółce gazowej i tam właśnie pobierać wynagrodzenie.
Sowite płace w instytucjach UE to od lat jeden z ulubionych tematów eurosceptyków. Niemiecki tabloid „Bild” zwrócił uwagę na najnowszą podwyżkę dla Donalda Tuska i Jeana-Claude’a Junckera. Skandal?