Świat

Na świecie posłowie rzadko decydują o swoich zarobkach

W Wielkiej Brytanii o podwyżkach dla posłów decyduje niezależna instytucja: Independent Parliamentary Standards Authority (IPSA) W Wielkiej Brytanii o podwyżkach dla posłów decyduje niezależna instytucja: Independent Parliamentary Standards Authority (IPSA) PublicDomainPictures / Pixabay
Nie tylko Polska w pandemii rozważa podniesienie wynagrodzeń parlamentarzystów. Za granicą procedura jest jednak często bardziej złożona, a przede wszystkim nie prowadzą jej sami politycy.

Projekt znaczącego podniesienia uposażeń polskich parlamentarzystów wzbudza spore emocje nie tylko w kraju. Depesze o podwyżkach publikują zagraniczne serwisy, podkreślając kontrowersje, jakie pomysł wywołuje nad Wisłą. Wynagrodzenia polityków są w Polsce zawsze tematem delikatnym, by nie powiedzieć – drażliwym. Tym razem temperaturę sporu dodatkowo podnosi kontekst wywołanego pandemią spowolnienia gospodarczego i charakter rządów Zjednoczonej Prawicy, wykorzystującej niemal każdą okazję, by sięgnąć po publiczne pieniądze dla poprawy statusu majątkowego swoich przedstawicieli.

Podwyżki dla posłów same w sobie nie są żadnym wynaturzeniem. Wykonują oni przecież pracę często trudną, czasochłonną, wymagającą eksperckiej wiedzy – nawet jeśli z pozycji obywatela wydaje się, że jest dokładnie odwrotnie. Nic dziwnego, że raz na jakiś czas pojawia się pomysł podniesienia uposażeń. Robić to trzeba, nawet jeśli nie z powodu szczególnego podziwu dla poselskiej działalności, to chociażby przez czynniki ekonomiczne, jak inflacja. Nie w samych podwyżkach leży problem, ale w metodzie. To, kto i w jaki sposób podnosi pensje parlamentarzystów, jest często ważniejsze dla opinii publicznej niż same kwoty.

Czytaj też: 10 najlepiej zarabiających przywódców

Afera, która wstrząsnęła brytyjską polityką

Dyskusja podobna do polskiej, bo też w pandemicznym kontekście, toczy się na Wyspach. Tam jednak o ewentualnych podwyżkach dla posłów nie decydują politycy, ale niezależna instytucja – Independent Parliamentary Standards Authority (IPSA). Regulator powołano w 2010 r. po słynnym skandalu z wydatkami członków Izby Gmin. Dziś mówi się, że to „afera, która zmieniła brytyjską politykę” – i nawet jeśli to stwierdzenie przesadzone, to nieznacznie.

Pod koniec pierwszej dekady XXI w. media na Wyspach ujawniły, że posłowie nagminnie wrzucali w koszta swojej służby publicznej prywatne wydatki, pobierając zwroty z państwowej kasy. W Westminsterze przedstawiano faktury na remonty mieszkań i toalet, a nawet na… sztuczną wyspę, na której miały nocować kaczki pływające w oczku wodnym jednego z polityków. To jednak historie z tych bardziej nieszkodliwych, tymczasem niektórzy za publiczne pieniądze płacili też prostytutkom i kupowali używki, często nielegalne. Śledztwo w sprawie zakończyło się wyrokami skazującymi (a wcześniej uchyleniem immunitetu) dla siedmiorga parlamentarzystów, którym udowodniono kreatywną księgowość i sprzeniewierzenie publicznych środków.

IPSA powstała po to, by do podobnych sytuacji już nie doszło. Nie znaczy to jednak, że pensje i wydatki posłów przestały budzić kontrowersje. Temat wrócił na czołówki w październiku ubiegłego roku, kiedy pełniący tymczasowo obowiązki szefa tej instytucji Richard Lloyd poinformował, że parlamentarzystów w 2021 r. może czekać podwyżka. Ani mała, ani specjalnie wielka – 3 tys. funtów rocznie. Od kwietnia ubiegłego roku ich roczna pensja wynosi 81 932 funty, do tego dochodzą oczywiście środki na prowadzenie biura i liczne ulgi. Co ciekawe, zostali oni również objęci pandemiczną tarczą ochronną. Już w czasie pierwszej fali zachorowań IPSA podniosła im limit na służbowych kartach kredytowych do 10 tys. funtów, a limit pojedynczej transakcji – do 5 tys. Dostali też 10 tys. funtów na koszty związane z obsługą biura i pomocą wyborcom w czasie zarazy. Zarówno przedstawiciele IPSA, jak i politycy podkreślali, że ani funt z tej puli nie trafi do prywatnych kieszeni posłów, a każdy wydatek będzie skrupulatnie sprawdzany.

Podobne głosy padają i w tej chwili, choć Richard Lloyd zarzeka się, że podwyżka jest wynikiem standardowej procedury. Na łamach BBC podkreśla, że od początku istnienia IPSA dokonała przeglądu wynagrodzeń posłów już kilkakrotnie: w 2012, 2013, 2015 i 2018 r. Ma też statutowy obowiązek robić to w każdym pierwszym roku nowej kadencji parlamentarnej oraz przy znaczącej zmianie warunków ekonomicznych w kraju – a taką wywołała pandemia koronawirusa. Innymi słowy, posłowie mają na Wyspach osobnego regulatora decydującego o pensjach, ale są traktowani jak kolejny sektor gospodarki, choć pod względem pensji sterowany centralnie. Oczywiście pojawiają się też głosy krytyczne, zestawiające podwyżki dla posłów z symbolicznymi, wynoszącymi 1–3 proc. podwyżkami w służbie zdrowia, jak również deklaracje polityków Partii Pracy o przekazaniu podwyżek na cele charytatywne. Ale dyskusja w Wielkiej Brytanii nie ma charakteru wielkiej politycznej awantury. Procedura i argumentacja wydają się na tyle proste i przejrzyste, że można polemizować z momentem ich wprowadzenia, ale raczej nie ze sposobem.

Czytaj też: Ile i jak tak naprawdę zarabia monarchia brytyjska

Włoska Najwyższa Izba Kontroli

Znacznie bliższy polskiemu jest okołopandemiczny spór o pensje posłów we Włoszech, głównie dlatego, że tu inicjatywa podniesienia ich wynagrodzeń także wyszła od liderów politycznych. Zaproponował ją, jeszcze przed odejściem ze stanowiska, premier Giuseppe Conte. Projekt nie mógł zostać nawet poddany pod głosowanie bez konsultacji z ARAN, publiczną instytucją odpowiedzialną za przetargi dla administracji publicznej i reprezentującą ją w kwestiach prawnych i finansowych.

ARAN ocenia wszystkie dokumenty dotyczące płac i zwrotów kosztów urzędników. I choć prezes agencji nominowany jest przez prezydenta na wniosek ministra administracji publicznej, trudno uznać go za czynnego polityka. Zgodnie z włoskim prawem rada ministrów nie sprawuje nad ARAN żadnej kontroli, a prowadzone przez agencję rozliczenia analizuje trybunał audytorów, instytucja podobna do polskiej Najwyższej Izby Kontroli.

Czytaj też: Zarobki i wydatki polityków

Niezależne celowe instytucje zajmujące się wydatkami i pensjami posłów istnieją w wielu innych krajach na świecie. Szczególnie popularne są w krajach anglosaskich, często wzorowane na sobie nawzajem. Australia w 2017 r. powołała do życia IPEA, podmiot modelowany na brytyjskim IPSA, w bardzo podobnym celu co Wyspiarze: żeby zmniejszyć wpływ rządu na pensje parlamentarzystów i uniknąć skandali z nimi związanych.

Pensja wolna od bieżącej polityki

Z kolei w Kanadzie przegląd wynagrodzeń posłów odbywa się co roku 1 kwietnia, a ich pensje porównywane są z sytuacją w całej gospodarce, a dokładniej: ze średnimi wynagrodzeniami w prywatnych firmach zatrudniających powyżej 500 pracowników. Jeśli z przeglądu wyjdzie, że zarabiają za mało względem sektora prywatnego, dostają podwyżkę. Ale miecz bywa obosieczny. Wpisany w kanadyjskie prawo mechanizm nie tylko więc uwalnia kwestię pensji od bieżącej debaty politycznej, ale też zapewnia konkurencyjność profesji poselskiej.

Podobne przykłady można mnożyć, bo w większości krajów rozwiniętych temat został już dawno precyzyjnie uregulowany, a kontrowersje wzbudza co najwyżej w okresie gospodarczo delikatnym, jak pandemia. W Polsce – robi to cały czas, niezależnie od sytuacji za oknem i wskaźników gospodarczych. I to chyba temat podsumowuje najdobitniej.

Prezes PiS: „Ja na polityce tylko tracę”. Ile zarabia na partii?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną