Czarnuchu, zabieraj łapy z mojej kieszeni! – ktoś krzyknął w tłumie oczekujących na jego przemówienie na forum jednej z organizacji afroamerykańskich w Nowym Jorku, a chwilę później padły strzały. Zmarł tuż po przewiezieniu do szpitala: miał 21 ran w klatce piersowej, brzuchu, nogach, rękach. Jednego z zabójców tłum omal nie zlinczował, dwóch innych zbiegło; pojmano ich później. Był bezwstydnym demagogiem, który skierował wiele swoich talentów ku złym celom – obwieściły amerykańskie gazety. Kreował przemoc, zmarnował życie – dowodziły. Inaczej mówiono w krajach Afryki – że zamordowano go, ponieważ walczył o wolność i równe prawa; i że na zawsze ma miejsce w pałacu męczeników.
W liście do wdowy po zamordowanym Martin Luther King napisał, że „choć nie zawsze zgadzaliśmy się co do metod rozwiązania kwestii rasowej, darzyłem Malcolma wielkim uznaniem”.
Malcolm X zginął w zamachu 50 lat temu, 21 lutego 1965 r. – dwa lata po innym liderze czarnoskórych z południa USA Medgarze Eversie i trzy lata przed ikoną ikon tego ruchu Martinem Lutherem Kingiem. Autorzy słownika dziejów walk Afroamerykanów napisali, że „martwy Malcolm X miał większy wpływ na czarną politykę i kulturę niż żywy”.
1.
Wstydził się kiedyś koloru swojej skóry. Wiedział, że w Ameryce to obciążenie, dożywotni wyrok, od którego nie ma ułaskawienia. Los. Uciekał przed nim jak wielu rówieśników z wielkomiejskich gett, którzy farbowali i prostowali swoje naturalnie kręcone włosy. W biograficznym filmie Spike’a Lee jest gorzko-komiczna scena, możliwe, że fikcyjna: młody Malcolm, jeszcze pod nazwiskiem Little, nakłada sobie żrącą substancję do prostowania włosów; gdy zaczyna się nieznośne pieczenie, biegnie spłukać ją w umywalce, a w kranie nie ma wody. Późniejsza ikona czarnoskórej dumy uwalnia się od bólu jedynym dostępnym sposobem: wkładając głowę do muszli klozetowej.
Po latach Malcolm wyzna: „Wstąpiłem do bractwa czarnych mężczyzn i kobiet mających tak przeprany mózg, że uważają się za niższych i patrzą na białych jak na istoty wyższe – do tego stopnia, że kaleczą i profanują własne ciała, które dał im Bóg”. Uważał, że za młodu zatracił swoją tożsamość i godność.
A przecież ucieczka od koloru skóry była więcej niż zrozumiała. Ku-Klux-Klan spalił rodzinny dom Malcolma w Lansing, w stanie Michigan. Ojca, pastora Kościoła baptystów, zamordowali biali rasiści. Matkę, po załamaniu nerwowym, zamknięto w szpitalu psychiatrycznym, a Malcolm i rodzeństwo, rozdzieleni, tułali się po sierocińcach i rodzinach zastępczych. Przez pewien czas dorastał w rodzinie białych rasistów.
Gdy skończył 15 lat, uciekł. Zamieszkał w czarnym getcie w Detroit, później szukając lepszego losu, przeniósł się do nowojorskiego Harlemu. Otarł się o czarnych hipsterów, którzy prostowali sobie włosy. Nie zajmowała ich polityka, chyba tylko o tyle, że nie mieli ochoty jechać na wojnę białych ludzi w Europie. A potem porwał go świat hazardzistów, oszustów, sutenerów, narkodilerów – z czegoś trzeba było żyć. Tamto życie zaprowadziło go w wieku 21 lat do więzienia; skazano go na 10 lat za włamanie.
Miał szczęście i charakter. Za kratami narodził się nowy człowiek.
„Życie Malcolma X to historia wyjęta z powieści Horatia Algera [pisarza, który zasłynął fabułami o amerykańskiej drodze od pucybuta do milionera]. To przejmująca opowieść o samoprzemianie – od drobnego oszusta do politycznego lidera rangi międzynarodowej” – napiszą po latach kronikarze walki Afromerykanów.
2.
Naród Islamu był mesjanistyczną sektą, daleką od głównych nurtów tej religii – sunnizmu i szyizmu. Założyli ją w latach 30. w czarnych gettach Detroit dwaj ludzie z marginesu: domokrążca i bezrobotny. Pierwszy, Fard Mahomet, zniknął bez śladu podczas policyjnego najazdu na raczkujące komórki sekty. Drugi, Eliasz Mahomet, ogłosił po zniknięciu Farda, że tamten był wcielonym Bogiem, a on – Eliasz – jest jego prorokiem.
Chrześcijaństwo – głosili liderzy Narodu Islamu – to narzędzie panowania białych nad czarnoskórymi; naturalną religią tych ostatnich powinien być islam. Sprzeciwiali się integracji rasowej, postulowali utworzenie na części terytorium USA osobnego państwa czarnoskórych. „Nasz wkład w budowę tego kraju i cierpienia, jakie zadała nam biała Ameryka, uzasadniają nasze żądanie...” – stwierdzał program sekty.
Miała ona kilka tysięcy wiernych, głównie wśród czarnoskórej miejskiej biedoty. Dziesiątkowały ją represje FBI, a niektórych członków skazywano na więzienie, m.in. za popieranie w czasie drugiej wojny światowej Japonii – „mocarstwa rasy kolorowej”.
Dzięki temu w więzieniu z wyznawcami Narodu Islamu zetknął się młody Malcolm. Nastąpiła iluminacja, a po niej głęboka transformacja. Zniknął Malcolm Little, człowiek noszący nazwisko nadane jego przodkom przez białego oprawcę, jakiegoś „niebieskookiego diabła”. Narodził się Malcolm X, wściekły krytyk zbrodni niewolnictwa i kolonializmu, prorok godności czarnoskórych, utalentowany mówca. X miał symbolizować nazwisko przodków z Afryki, którego nigdy nie pozna. (Później przyjmie nazwisko El-Hajj Malik El-Shabazz, ale dla świata pozostanie Malcolmem X).
Po sześciu latach odsiadki, na warunkowym zwolnieniu, Malcolm pojechał do Chicago poznać osobiście Eliasza Mahometa. Był 1952 r. Dzięki spotkaniu odnalazł przeznaczenie. Najpierw został młodszym kaznodzieją w Detroit, później otwierał nowo powstające meczety w Bostonie, Filadelfii, by ostatecznie osiąść w Harlemie. Sławy i uznania przysporzyła mu demonstracja, którą zorganizował przed komisariatem policji, gdzie pobito czarnoskórego muzułmanina. Biedota z Harlemu zaczęła upatrywać w nim lidera, a FBI wpisała go na listę – jakkolwiek to humorystyczne – potencjalnych komunistycznych wywrotowców.
3.
Czas był gorący: i w Ameryce, i na świecie. W Afryce i Azji podbite ludy wyzwalały się z niewoli narzucanej im przez wieki przez białych. W Ameryce rodził się ruch na rzecz równouprawnienia czarnoskórych, którego symbolem była Rosa Parks, a Martin Luther King dopiero wyrastał na lidera.
Nie wszystko, co się działo wkoło, było bajką Malcolma. Podążając za naukami Eliasza Mahometa, z sympatią patrzył na ruchy antykolonialne w Afryce i Azji, ale z ruchem czarnoskórych w USA nie było mu po drodze. Uważał, że King gra w teatrze reżyserowanym przez biały establishment. Ruch na rzecz praw obywatelskich walczył o integrację rasową – Malcolm przeciwnie: opowiadał się za segregacją. Głosił idee powrotu czarnoskórych do kolebki, Afryki; domagał się utworzenia tam osobnego państwa czarnoskórych Amerykanów; tylko przejściowo – na terytorium USA. Przyznawał wspólnotom czarnoskórych prawo do samoobrony przed represjami policji, choćby przemocą, co kolidowało ze strategią non violence Kinga.
Jego wściekłość trafiała na podatny grunt w czarnych gettach na północy i zachodzie USA, gdzie biedni i zdesperowani nie mieli cierpliwości czekać pokornie na mgliste zmiany w nieokreślonej przyszłości. To Malcolm, nie ugodowy King, był ich głosem.
Ale właśnie wtedy, u szczytu popularności wśród zwolenników Narodu Islamu i biedoty z miejskich gett, nastąpiła seria zdarzeń, które doprowadziły do rozejścia się Malcolma z muzułmańską sektą. I do jeszcze jednej głębokiej przemiany.
4.
Podróżującego po Afryce Johna Lewisa, współpracownika Kinga, spotkała pewnego razu przykra niespodzianka. Polityczny mainstream w USA oskarżał Kinga, Lewisa i innych liderów ruchu czarnoskórych o radykalizm; w Afryce tymczasem traktowano ich jak ludzi mainstreamu – z nieufnością. W Afryce kochano Malcolma. W hotelu w Nairobi Lewis po raz pierwszy miał okazję spotkać go osobiście. Przegadali godziny. „Był pełen entuzjazmu, nie było w nim dawnej złości ani wrogości” – wspominał. Malcolma napędzała wówczas idea przekonania afrykańskich liderów, żeby podnieśli kwestię praw czarnoskórych w Ameryce na forum ONZ.
To był już Malcolm odmieniony. Naród Islamu piętnował zbrodnie białych, lecz zabraniał swoim członkom angażowania się w bieżącą politykę. Nawet sympatycy sekty coraz częściej podnosili, że czarni muzułmanie mają niewyparzone języki, ale nic dla swoich nie robią. Malcolm miał na ten temat podobne przemyślenia. Nie podobało mu się, że Eliasz Mahomet zalecał wyznawcom powściągliwość nawet po zabójstwie działacza sekty przez policję w Los Angeles. Naród Islamu nie podniósł głosu po zabójstwie Medgara Eversa, lidera z Missisipi, ani po zamachu bombowym białych rasistów w Birmingham, w którym zginęło czworo dzieci.
W prywatnych rozmowach Malcolm powątpiewał w naukę Eliasza Mahometa, jakoby wszyscy biali byli wcielonymi diabłami. Pozwalał sobie na akty niezależności i przyłączał się do demonstracji ruchu Kinga bądź białych, czarnych i portorykańskich robotników. Podróże do Egiptu, Sudanu, Nigerii i Ghany uczyniły zeń zwolennika idei panafrykańskiej i solidarności ludów Trzeciego Świata. W walce wyzwoleńczej Wietnamczyków przeciw Francuzom czy Mau Mau w Kenii przeciw brytyjskim okupantom widział tę samą walkę, jaką prowadzili Afroamerykanie w USA.
Gdy po zamachu na prezydenta Kennedy’ego Malcolm powiedział coś w rodzaju „przyszła kryska na Matyska” – mając na myśli bierność JFK wobec przemocy politycznej na południu, która uderzyła koniec końców w niego samego – Eliasz Mahomet nakazał mu publiczne milczenie. W istocie był to pretekst, żeby uciszyć rywala wyrastającego na lidera, który na dodatek ośmielił się na krytyczne słowa o hipokryzji proroka (Malcolm wypomniał mu pozamałżeńskie związki z sekretarkami, których owocem były nieślubne dzieci).
Ostateczna przemiana Malcolma nastąpiła po pielgrzymce do Mekki. Przeszedł na islam sunnicki, zaczął głosić ideę braterstwa wszystkich ludzi, wyrzekł się wrogości wobec białych. Nadal uważał, że czarnoskórzy Amerykanie powinni organizować się do walki o równe prawa, wpajał im dumę w duchu późniejszego ruchu Black Power, a zarazem zerkał ku radykalnym socjalistom i ruchom robotniczym. „Błędne jest postrzeganie buntu czarnoskórych jako zwykłego konfliktu rasowego między czarnoskórymi a białymi lub jako problemu specyficznie amerykańskiego. To, co dziś widzimy, to powszechny bunt uciskanych przeciwko ciemięzcom” – oto próbka odmienionych poglądów Malcolma.
W 1964 r. zerwał z Narodem Islamu, założył Meczet Muzułmański Inc. i świecką Organizację Afroamerykańskiej Jedności. Zbliżył się do ruchu Kinga. Osobiście spotkali się tylko raz, po powrocie Kinga z ceremonii przyznania Pokojowego Nobla. Kurtuazyjnie uścisnęli sobie dłonie. Później Malcolm pozwolił sobie na uszczypliwości, że King odebrał medal od (białego) wroga, na dodatek – medal pokoju przed końcem wojny. Ale już chwilę potem przyjął zaproszenie od towarzyszy Kinga i pojechał do Alabamy. W Selmie wygłosił płomienne przemówienie i spotkał się z Corettą Scott King, żoną Kinga, który siedział akurat w areszcie. Zapewnił ją, że przyjechał jako towarzysz wspólnej sprawy, nie rywal.
Mimo że odnalazł wreszcie drogę, nie mógł spać spokojnie. Od miesięcy dochodziły głosy, że Eliasz Mahomet i jego ludzie poprzysięgli mu zemstę. Trzy tygodnie po wiecu w Selmie Malcolma X dosięgły kule zabójców.
5.
W gazetce Narodu Islamu pisano, że „człowiek taki jak Malcolm zasłużył na śmierć”. Raz podłożono mu bombę w samochodzie, innym razem spalono mu dom. Żona Malcolma Betty Sanders odbierała telefony z pogróżkami.
Trzech zamachowców, którzy 21 lutego 1965 r. zabili Malcolma, skazano na dożywocie (wszyscy należeli do Narodu Islamu). Wyszli na wolność po latach – ostatni w 2010 r. Dwóch nigdy nie przyznało się do winy; trzeci owszem, ale zapewniał o niewinności tamtych i wskazywał innych członków sekty jako współwinnych zamachu.
Do dziś nie jest jasne, czy zabójstwo było zemstą Eliasza Mahometa czy zbrodnią FBI. W latach 70. wyszło na jaw, że sekretarz Narodu Islamu John Ali był agentem FBI. Siał nienawiść do Malcolma, osobiście mu groził. W noc przed zabójstwem Ali spotkał się z jednym z zamachowców. Istnieje też hipoteza, że za zabójstwem stali narkodilerzy. Dokumenty mogące wyjaśnić, kto zlecił zamach, czekają na ujawnienie.
6.
Malcolma życie po życiu było nie mniej barwne niż to, kiedy fizycznie chodził po ziemi. Jego przemówienia o czarnej dumie i kręta droga życia inspirowały ruch Black Power, który powstał kilka miesięcy po jego śmierci. Przemiana z kryminalisty w politycznego lidera była inspiracją dla wielu, którzy mieli kłopoty z prawem: nawet ktoś, kto zbłądził, ma szansę stać się rewolucjonistą. Do idei zbrojnej samoobrony czarnych wspólnot nawiązywała Partia Czarnych Panter utworzona rok po zabiciu Malcolma.
W latach 70. i 80. stał się ikoną z T-shirtów; później – inspiratorem i bohaterem rapowych protest songów. Moda na Malcolma przeżywała wielki renesans w latach 80. – czasach wyjątkowej brutalności policji wobec mieszkańców czarnych gett w ramach „wojny z narkotykami”. Zyskała popularność również wśród Latynosów, Azjatów i ubogich białych w wielkich miastach. Malcolm w wersji pop wywoływał spory wśród fanów. Jedni uważali, że komercjalizowanie wizerunku jest sprzeczne z jego antykapitalistycznym przesłaniem. Inni podnosili, że wizerunek Malcolma na koszulkach bądź rapowe protest songi zachęcają młodych do zainteresowania się, kim był, co głosił i o co walczył.
W ostatnich latach, dość nieoczekiwanie, na sztandary wciągnęły go wspólnoty LGBT. Nieoczekiwanie – bo w czasach Narodu Islamu Malcolm głosił pochwałę maczyzmu: mężczyzna prowadzi, kobieta podąża; mężczyzna działa w świecie, kobieta – w kuchni. Burzę wywołały kilka lat temu dwie biografie Malcolma, jedna pióra Bruce’a Perry’ego, druga – Manninga Marable’a, jednego z najwybitniejszych kronikarzy ruchu Afroamerykanów. Pierwsza stanowczo, druga nieco ostrożniej, stwierdzają, że Malcolm był biseksualny. Po konwersji na islam i zawarciu małżeństwa prawdopodobnie nie miał już relacji erotycznych z mężczyznami, ale w młodym wieku – tak, i to liczne; niektóre za pieniądze.
Jedna z córek Malcolma zarzuciła Marable’owi, że podał w książce te informacje dla sensacji i że pozostają one w sprzeczności z dobrymi rzeczami, które robił jej ojciec. Wspólnoty lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów nie podzielają podszytego homofobią oburzenia; przeciwnie: są dumne, że mają nową ikonę tej rangi. „Pod koniec życia idee Malcolma ewoluowały w nowych kierunkach. Politycznie – ku lewicy. Jego umysł stał się otwarty na nowe idee i wartości” – napisał w brytyjskim „Guardianie” Peter Tatchell, autor kampanii na rzecz praw LGBT. „Jeśli nie zostałby zamordowany, być może tak jak Huey Newton z Czarnych Panter czy Angela Davis zbliżyłby się do ruchu emancypacyjnego gejów i lesbijek, które są częścią walki o wyzwolenie człowieka”.
Dla brązowników i amerykańskiej dulszczyzny to supozycja nie do przełknięcia. Skoro Malcolm był wielki, to przecież nie mógł być biseksualny i nie mógłby zbliżyć się do środowisk LGBT, prawda?