Mogę się mylić, bo znam tylko część komentarzy na temat agresji Rosji wobec Ukrainy, ale nie spotkałem się z tezą, że jest to aplikacja doktryny Breżniewa, jawnie sformułowanej w październiku 1968 r. Głosiła ona, że suwerenność poszczególnych państw bloku radzieckiego jest ograniczona (stąd nazwa „doktryna ograniczonej suwerenności”) na rzecz interesów całego bloku, czyli w praktyce ZSRR. Oczywiście jego suwerenność nie była ograniczona w jakimkolwiek stopniu, ponieważ z założenia gwarantował on jedność i stabilność układu. W konsekwencji interwencja militarna w państwie wyłamującym się poprzez dążenie do secesji nie może być uznana za agresję, lecz stanowi samoobronę przed wrogimi działaniami wewnętrznymi lub zewnętrznymi. Tak usprawiedliwiano interwencję wojsk układu warszawskiego w Czechosłowacji w sierpniu 1968 r.
Nie jest oczywiście tak, że sytuacja w 2022 r. jest powtórką tej sprzed 54 lat, bo nie ma ZSRR ani układu warszawskiego. Wszelako gdy Putin powiada, że Ukraina nie jest suwerennym państwem i jej ewentualne przystąpienie do NATO stanowi zagrożenie dla Rosji, powtarza toczka w toczkę założenia i cele doktryny Breżniewa, a nawet interwencji na Węgrzech w 1956 r. Nie przeczę, że osobiste cechy i ambicje obecnego rosyjskiego prezydenta i jego białoruskiego odpowiednika odgrywają jakąś (może nawet istotną) rolę w poczynaniach wspieranej przez Białoruś Rosji w zainicjowaniu i przebiegu antyukraińskich poczynań, ale odwołanie do doktryny Breżniewa (czy też jej uwspółcześnionej wersji) wydaje mi się znacznie bardziej adekwatnym wyjaśnieniem.