Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Przyszła koalicja, przyszła opozycja

PO, PSL i Marek Belka w NBP

Wybór byłego premiera na szefa banku centralnego może być zwiastunem koalicji PO – SLD. Bardziej stabilnej i reformatorskiej niż obecna.

Decyzja marszałka Komorowskiego, by przedstawić Sejmowi Marka Belkę jako kandydata na szefa NBP mimo wszystko nieco zaskakuje: były premier, którego fachowości i kompetencji nikt nie śmie podważać, wywodzi się jednakże ze środowiska mocno oddalonego od tego, z którym związany jest Komorowski. Dlaczego więc wskazał na Belkę? Można podejrzewać, że to pierwsza część skomplikowanej politycznej układanki, która w krótkiej perspektywie ma przynieść korzyści marszałkowi w postaci dodatkowych głosów wyborców lewicy. Te kilka procent może zdecydować o jego zwycięstwie już w pierwszej turze, co dałoby marszałkowi bardzo silny mandat i przy okazji zastopowałoby ekspansję PiS.

Ważniejsze są jednak konsekwencje długofalowe. Jeśli pomysł z Belką wypali i marszałek rzeczywiście przyciągnie lewicowych wyborców, skutki takiej fluktuacji mocno odczuje Grzegorz Napieralski. Dla niego te wybory są walką o życie. Jeśli osiągnie słaby wynik, czyli grubo poniżej dziesięciu procent, najpewniej pożegna się ze stanowiskiem przewodniczącego SLD. Zapewne zastąpiłby go wówczas ktoś związany z „liberalnym” skrzydłem Sojuszu, do którego zalicza się główny adwersarz Napieralskiego Wojciech Olejniczak (obecnie „na emigracji” w Europarlamencie).

Znaczące jest, że Olejniczak wręcz entuzjastycznie odniósł się do kandydatury Belki, w przeciwieństwie do Napieralskiego, który najpierw długo unikał deklaracji w tej sprawie, później zaś o pomyśle marszałka wypowiadał się krytycznie. Nie omieszkał przy tym przypomnieć, że to Olejniczak pięć lat temu – jako szef SLD – wycofał poparcie dla rządu Belki, gdy ten dołączył do Partii Demokratycznej.

Mocno zaniepokojeni są politycy PSL, którzy niezwykle ostro krytykują zarówno samego Belkę, jak i Komorowskiego za zgłoszenie jego kandydatury. Nie bez przyczyny. Powrót do władzy w SLD „liberałów” otwierałby bowiem drogę do zawarcia koalicji PO – SLD po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

Wojciech Olejniczak, gdy jeszcze był szefem SLD, nie raz pokazał, że potrafi zawierać nawet trudne kompromisy z politycznymi przeciwnikami. PO - które dziś rządzi z SLD w wielu samorządach - potrzebuje zaś na samym szczycie władzy bardziej stabilnego koalicjanta, niż PSL. Nie jest tajemnicą, że entuzjazm dla związku z ludowcami dawno już w Platformie wygasł. Szefowie PO mają już dość ich twardego „nie” dla wielu pomysłów reformatorskich (żeby wspomnieć tylko KRUS). Z coraz mocniej zaciśniętymi zębami tolerują też bezwzględne zagarnianie przez PSL-owców wszystkich państwowych posad, które znajdą się w ich zasięgu.

Uwiera ich też cichy pakt o nieagresji między politykami PSL a PiS, którzy od dłuższego czasu unikają wzajemnej krytyki, a ostatnio nawet ramię w ramię głosowali w Sejmie przeciwko PO. I wreszcie nie bez znaczenia jest fakt, że według kolejnych sondaży koalicjant nie przekracza progu wyborczego. SLD na razie tego problemu nie ma.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną