Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pół miliona

Pies czyli kot

Znam się na prawie i ekonomii tak samo jak na lataniu paralotnią. A zatem kilka słów, jak latać i lądować.

Wydarzyło się to chyba na wiosnę tego roku. W Sejmie dziennikarze szli grupką za ministrem Gowinem. Minister nie zatrzymywał się i na pytania nie odpowiadał. Padło jednak pytanie o legalizację związków partnerskich – wtedy Gowin odwrócił się i nie ukrywając lekkiego politowania, odpowiedział: Życzę powodzenia. Odwrócił się plecami i poszedł dalej.

Przypominam ten epizodzik, bo właśnie w ostatnią niedzielę rzecznik PiS Adam Hofman powiedział, że minister Gowin ma wyczulone ucho na sprawy społeczne. Bardzo możliwe, że jest tak, jak Hofman mówi, ale samo ucho nie wystarczy. Trzeba jeszcze zrozumieć, co się słyszy i wtedy odpowiedzieć. Jeśli Gowin tak reaguje na problemy społeczne, jak wtedy odpowiedział dziennikarzom, to słuch on może i ma, ale ma też przekonanie o swojej ideologicznej wyższości. Zresztą nie tylko ideologicznej. Ma w nosie literę przepisów prawa, bo – jak dodał – ważny jest ich duch. Powiało IV RP i Ludwikiem Dornem, który zachęcał do walki z „imposibilizmem prawnym” dowodząc, iż prawo nie może być przeszkodą, gdy istnieje potrzeba politycznych zmian. Nie mamy my szczęścia do ministrów i osób politycznych. Dorn przecież był marszałkiem Sejmu, wicepremierem i szefem MSWiA. Ale przypominam to tylko tak, przy okazji.

Teraz mamy dwóch wielkich niewydarzonych – Jarosława Gowina i Jarosława Kaczyńskiego (przypadkowa zbieżność imion). Z tego, co słyszę i czytam, wynika raczej, że Gowin tak się zna na prawie, jak Kaczyński na finansach, więc przypuszczam, że musieli się spotkać niczym bohaterowie przywitania jesieni 2012. Rozmyślnie używam słów przywitanie jesieni, bo przypomina mi się „Pożegnanie jesieni” Stanisława Ignacego Witkiewicza, w którym wieści on ogólny rozkład kultury, a koniec kultury będzie oznaczał początek końca ludzkości. Może przesadzam, może to nadinterpretacja, ale minister, który powołuje się (tak przynajmniej mniemam) na wielkiego Ludwika Karola Montesquieu, autora dzieła o duchu praw, zdaje się tego ducha zupełnie nie rozumieć.

A teraz będzie pytanie konkursowe, a brzmi ono tak: Na czym to polega, że jeśli ktoś, na przykład prof. Leszek Balcerowicz, nie przyszedł na tzw. debatę Kaczyńską, poświęconą finansowemu widzeniu Polski przez PiS, to będą tego konsekwencje? Dlaczego taki ktoś (Balcerowicz, Petru) nie będzie miał prawa – co ogłosili posłowie Hofman, Brudziński i Błaszczak – wypowiadać żadnych krytycznych uwag pod adresem ekonomicznych rozwiązań zgłaszanych przez ich partię? Natomiast jeśli wiadomo, że Jarosław Kaczyński nie przychodzi na zaproszenie prezydenta RP, by wziąć udział w posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego i w ogóle żadnych innych, to dlaczego szef PiS ma pełne prawo krzyczeć, że nasz kraj jest otoczony wrogami, że Polska tonie i że czeka nas katastrofa? Prawidłowe odpowiedzi na powyższe pytania proszę uprzejmie zamieszczać, gdzie kto może, ale nie przysyłać ich do redakcji.

Pięknie, ciekawie, ze znawstwem i wielką swadą wypowiedział się przed kamerami TV poprzedni szef SLD Grzegorz Napieralski. Skomentował on niezaproszenie ministra finansów Jacka Rostowskiego na debatę PiS. Powiedział, że Rostowski jest fatalnym ministrem, który bez przerwy zmienia budżet, kasuje ulgi, wprowadza nieuzasadnione poprawki w przepisach i w ogóle na polu finansowym cała jego strategia przypomina Amber Gold II. Nie napiszę, kogo przypomina mi Grzegorz Napieralski, bo nie bardzo mam ochotę i czas na chodzenie po sądach.

Cudowne ożywienie gospodarcze oraz pieniądze, które mogą na nas spaść, gdy posłuchamy Kaczyńskiego i Beaty Szydło podczas ekonomicznej debaty PiS, przypominają anegdotkę o pewnym biznesmenie. Zwierzył się on przyjacielowi ze swego świetnego pomysłu. Pójdę do banku i poproszę o pożyczenie miliona złotych. Jak mi ten milion pożyczą, to wezmę tylko pół miliona. To dlaczego pożyczasz milion, skoro weźmiesz pół? – spytał przyjaciel. Na tym właśnie polega mój genialny pomysł. Kiedy bank zażąda zwrotu pół miliona, wtedy ja im przypomnę, że są mi tyle samo winni, rozumiesz?

Polityka 39.2012 (2876) z dnia 26.09.2012; Felietony; s. 97
Oryginalny tytuł tekstu: "Pół miliona"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną