PiS zażądał informacji od rządu na forum Sejmu.
Przed czwartkowym posiedzeniem zarzekano się, że posiedzenie będzie godne i merytoryczne. Mało kto w to wierzył. A jednak w zasadzie tak było. To zasługa przede wszystkim samego premiera, tonu jego wystąpień na początku i pod koniec sesji, oraz ministra Boniego. Obaj punkt po punkcie, rzeczowo, odpowiadali na zarzuty i insynuacje PiS-u i SP. Na tym tle posłowie prawicy wyszli na automaty recytujące te same kwestie w oderwaniu od konkretnych wyjaśnień przedstawionych przez Tuska i Boniego i - w mniejszym stopniu - przez ministra Gowina oraz prokuratora generalnego Seremeta.
W wystąpieniu Gowina zwracał uwagę fragment o przepisach prawa polskiego na temat zasad pochówku. Wynikało z nich, że zakaz otwierania trumien wyszedł nie od ministrów Tuska, lecz od ustawodawcy, czyli parlamentu polskiego. Ale co tam! Opozycja dalej grzmiała o ,,zakazie’’.
Mam wrażenie, że pisowski plan polityczny polegał na przygrywce do sobotniego marszu ,,Obudź się, Polsko!’’. W sensie budowania negatywnych emocji na sprawie Anny Walentynowicz służących do dyskredytowania rządów PO.
Jednak ten plan w Sejmie nie bardzo się powiódł. Nawet posłowie PiS słuchali Tuska i mu nie przerywali. Nie byli w stanie spontanicznie i celnie zareagować na wystąpienia premiera i ministra Boniego. Liderzy PO bronili Ewy Kopacz, którą PiS dopisał do swej czarnej listy, i ministra Arabskiego. Opozycyjna lewica postanowiła wycofać się z tak upolitycznionej sesji smoleńskiej. Palikotowcy dosłownie, SLD zrezygnował z zadawania pytań. Jest w tym pewna hipokryzja - i to w każdej frakcji sejmowej - bo przecież wiadomo, że w parlamencie wszystko jest polityczne.
Nie da się niestety oddzielić sprawy smoleńskiej od polityki i niektóre ugrupowania zbyt wiele mają tu do ugrania. Dlatego wątpię, by premier - wbrew wyrażonemu życzeniu - doczekał się ciszy nad trumnami smoleńskimi.