Ostatnim miejscem służby czołgu była rabatka z różami przed dowództwem Afgańskich Sił Bezpieczeństwa. Złośliwi stan i wiek pojazdu mogliby odczytywać jako alegorię afgańskiej armii. Ale widać jeden z najważniejszych afgańskich dowódców nie był człowiekiem małostkowym. Trudno powiedzieć, czy 85-letni czołg zaparkował przed biurem, bo mu się podobał, czy też chciał mieć na niego oko. Poprzednie trzy egzemplarze wpadły w oko Amerykanom i Francuzom – i szybko opuściły Afganistan. Podzielili się zgodnie z parytetem siły. Dwa dla Amerykanów, jeden dla Francuzów.
Afgańskie Renaulty przetrwały, bo kraj nigdy nie dorobił się porządnej huty. A suchy klimat pięknie konserwuje pancerne zabytki. Dumny naród afgański, którego armia obecnie nie ma ani jednego czołgu, uszanował te z I wojny światowej. Po oględzinach specjalistów okazało się, że czołgi mają polskie korzenie, co Amerykanów zmartwiło (poszukiwali takich z angielskimi), Francuzów nie obeszło, a Polaków doprowadziło do ekstazy. Renault FT to protoplasta wszystkich nowoczesnych czołgów. Był też pierwszym czołgiem na wyposażeniu polskiej armii.
Podarowane przez Francuzów wozy miały wielki udział w utrzymaniu świeżo wywalczonej niepodległości Polski. Szybko przemalowane i jeszcze z francuskimi oficerami w roli dowódców brały udział w najważniejszych bitwach 1920 r. Przez lata wydawało się, że do naszych czasów żaden się nie zachował. Były nawet pomysły zakupienia czołgu z innych zbiorów. Ale na aukcjach osiągały ceny po 4 mln euro, czyli zaporowe. Afgańskie czołgi z polskimi korzeniami, dla patriotów i miłośników historii, to jak Święty Graal na gąsienicach. W sprawę zaangażowały się najważniejsze czynniki w państwie. Z prezydentem w roli głównej.
W maju rozpoczęło się polowanie na czołg. Włączyły się w nie dwa Ministerstwa – Spraw Zagranicznych i Obrony Narodowej. Każdy chciał jako pierwszy zameldować prezydentowi: misja wykonana. Refleksem wykazały się służby dyplomatyczne, które błyskawicznie namierzyły pojazd. Co było o tyle łatwe, że nasi oficerowie wielokrotnie go mijali, odwiedzając afgańskie ministerstwo obrony. Bez zgody właścicieli nie dało się go ruszyć. Żeby wzmocnić potencjał negocjacyjny, na rozmowy z afgańskim generałem Sadey Hayatem wysłany został najważniejszy polski oficer w strukturach ISAF w Afganistanie – generał brygady Jarosław Wierzcholski, zastępca dowódcy Dowództwa Regionalnego Wschód sił ISAF. Prywatnie miłośnik i propagator broni pancernej.
Gen. Hayat pożegnał się z czołgiem po afgańsku. Wzruszył się, ucieszył radością Polaków. I nawet obiecał nam go oddać. Ale jeśli dostanie polecenie od samego Karzaja. Tak wysoko gen. Wierzcholski nie sięgał. Do gry wkroczył prezydent.
Gest podwójnie symboliczny
Z prezydentem Hamidem Karzajem trudno się umówić, bo to człowiek niezwykle zapracowany. Jednoosobowo, kwestując po całym świecie, wypracowuje 80 proc. afgańskiego PKB. Pozostałe 20 załatwiają producenci maku i jego pochodnych. Ponieważ sesja zgromadzenia generalnego ONZ to wręcz idealne miejsce do kwestowania, wiadomo było, że Karzaja tam nie zabraknie. 26 września prezydent Komorowski zwrócił się z prośbą o przekazanie nam czołgu. Sytuacja, w której to on miał coś do zaoferowania, musiała być nowością dla afgańskiej głowy państwa. Zgodził się bez problemu. Miesiąc później czołg był już gotowy do transportu do Polski. W liście spedycyjnym opisano go jako zabytek. Wstępna wycena: 10 tys. dol., żeby państwo nie musiało samo sobie płacić wysokiego cła. Specjalnie po Renaulta wysłano z Polski transportowego Herculesa. Gest podwójnie symboliczny. Darowany nam przez Amerykanów samolot poleciał po podwójnie (przez Francuzów i Afgańczyków) darowany nam czołg.
Na wstępne oględziny maszynę wysłano do Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu. Ludzie, których zgromadził wokół siebie mjr Tomasz Ogrodniczuk, wśród muzealników uchodzą za cudotwórców. Potrafią wyciągnąć z rzeki 70-letni wrak. I po roku zrobić z niego jeżdżące cudeńko. Diagnoza pancernych lekarzy jest kusząca. Czołg nie był oszczędzany, o czym najlepiej świadczy pocisk głęboko wbity w jedną z gąsienic. Układ jezdny i kierowniczy jest w stanie zadowalającym. Napędowego brak. Brakuje też działa. Ale w tej kwestii można się dogadać z Francuzami, którzy mają pochowane po muzeach sporo części zamiennych. Trudno powiedzieć, czy było to tematem rozmów podczas wizyty prezydenta François Hollande’a w zeszłym tygodniu. Ale tak się składa, że prezydent Komorowski zaprezentował mu ponownie odzyskany francuski dar.