Nie brzmiałoby to bardzo poważnie, gdyby nie to, że tydzień temu, po odwołaniu platformerskiego prezydenta Elbląga można było usłyszeć „Dziś Elbląg - jutro Polska", a Warszawska Wspólnota Samorządowa zapowiada, że jeżeli do 16 maja prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz – Waltz nie odwoła podwyżek w komunikacji i nie obniży opłaty śmieciowej, to jeszcze w tym roku „podda jej rządy pod ocenę wszystkich mieszkańców”.
Platforma jest w kłopotach. Rybnik, Elbląg, Warszawa to tylko czubek góry lodowej złej aury, która zbiera się i gęstnieje wokół partii rządzącej. Skąd ona się bierze? Częściowo z kryzysu, częściowo ze zmęczenia latami sprawowania władzy, częściowo z głupoty Unii wymuszającej na rządzie, a pośrednio też na samorządach nieracjonalne cięcia przy pomocy tzw. procedury nadmiernego deficytu. Dłuższy jest jednak katalog niewymuszonych i nie dających się wyjaśnić okolicznościami błędów w sprawowaniu władzy.
Nikt przecież nie kazał Platformie paprać ważnej i potrzebnej operacji posłania sześciolatków do szkoły. Nikt nie zmuszał premiera do ogłaszania i odwoływania pakietu demograficznego. Nikt nie zmuszał koalicji do mianowania kolejnych szaleńców i nieudaczników ministrami sprawiedliwości. Nikt nie wymuszał na PO uchwalania ustawy śmieciowej, która uboższą większość obciąża kosztami utylizowania śmieci produkowanych przez zamożniejszą mniejszość. I nikt nie łamał rządu kołem, żeby kontynuował destrukcję opieki zdrowotnej, przepłacał za stadiony, paprał budowę autostrad, z pisowskim uporem pętał kluczowe przedsięwzięcia w nieefektywnym systemie zamówień publicznych, by dawał prokuraturze niezależność, do której nie dojrzała.
Nikt wreszcie nie zakazywał premierowi i jego ministrom objaśniania prowadzonej przez rząd polityki, ani konsekwentnego obnażania wszechobecnej smoleńskiej głupoty. Wiem, że zaraz usłyszę narzekania na media etc. Ale przez sześć lat PO mogła z powodzeniem zbudować w Polsce sensowne media publiczne racjonalizujące debatę. Jeśli więc debata jest niezrównoważona i nieracjonalna, w dużym stopniu jest to już dorobek obecnej koalicji i obecnego premiera.
Przede wszystkim jednak to sama Platforma podgryzła zaufanie wyborców do rządu eksponując różnice między ministrami i brak zdecydowania w ważnych dla społeczeństwa sprawach. Od OFE poczynając, a na in vitro kończąc.
Rybnik należy do Polski, ale to nie jest jeszcze cała Polska. Porażka w Rybniku, w Elblągu, a nawet - ewentualnie - w Warszawie, nie musi zapowiadać porażki w wyborach europejskich, ani w żadnych innych. Żadnego prostego przełożenia tu nie ma. Ale jest ostrzeżenie, że żadna władza, także władza PO, nie jest wieczna i na jej utrzymanie trzeba zapracować. Sam straszak przejęcia rządów przez PiS nie wystarczy, by rządzić bez końca.
Czubki góry lodowej, które się pokazały w Elblągu i Rybniku pokazują, że PO musi się zdecydować, czy chce dalej rządzić. Jeśli chce, musi się poważnie zmobilizować. Znaleźć nową energię na drugą połowę kadencji, uporządkować relacje wewnątrz partii i tworzącej rząd koalicji, zacząć poważną rozmowę z wyborcami. Niestety, nie jest pewne czy po latach sprawowania władzy Platforma jeszcze ma na to siłę. I czy wciąż jej się chce.