Sąd przychylił się zatem do wniosku obrony, która twierdziła, że tzw. afera Sawickiej była właściwie wyprodukowana i sprowokowana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, którego ramieniem operacyjnym był osławiony agent Tomek, czyli dzisiejszy poseł Prawa i Sprawiedliwości, występujący wreszcie pod swoim prawdziwym nazwiskiem Tomasz Kaczmarek. To ramię operacyjne, jak można było się dowiedzieć z licznych relacji samej zainteresowanej stosowało proste, choć może to określenie nadto eleganckie, techniki przymilania się, uwodzenia, wciągania w pułapki emocjonalne posłanki, by wreszcie doprowadzić ją do czynu przestępczego, korupcyjnego.
Sprawa znana, wielokrotnie opisywana, zakończyła się wielką klęską Beaty Sawickiej, która została zewsząd wyrzucona, publicznie skompromitowana i upokorzona, wreszcie wsadzona do więzienia.
Sąd pierwszej instancji, sąd okręgowy nie zajął się problemem praworządności prowokacyjnych działań służby specjalnej i jej gwiazdorskiego agenta, przyjął do rozpatrzenia korupcyjny efekt tych działań i za to skazał oskarżonych. Obrona wskazywała zaś na fakty, które miały świadczyć o wyraźnej intencji wciągnięcia posłanki PO w spiralę przestępczą. Tym samym w ogóle usankcjonowania dowolnych i elastycznych metod działania tych służb, co znowu jest eufemizmem, bo przecież chodzi o to, że otwierało się w ten sposób pole do nadużyć oraz łamania praw człowieka i obywatela. Bez żadnej przesady!
W jakimś sensie sytuacja stała się taka trochę jak z filmu amerykańskiego. Posłanka wzięła czy nie wzięła, jak gdyby nieważne, dopóki oskarżenia i dowody nie będą czyste, nie może być oskarżana i sądzona.
Sprawa ma swoje wychylenie polityczne, bo po raz kolejny okazuje się, że pojawiają się konkretne, podparte prawem oskarżenia wobec praktyk IV RP, w tym tych lokowanych właśnie w obszarze prawa, że politycy, którzy stali za agentem Tomkiem i grzmieli na Sawicką, na Tuska i na całą „złodziejską” Platformę muszą teraz żabę połknąć. Tu się zagalopowałem, oczywiście niczego nie będą łykać, tylko wezmą pod but wymiar sprawiedliwości jakoby usłużny dzisiaj rządzącym.
Problem polega też na tym, że pani Sawickiej satysfakcja może być tylko umiarkowana, co prawda to co najgorsze – więzienia i formalna infamia zostały uchylone. Jednak powrót na poprzednie pozycje jest przecież wykluczony, nie tylko dlatego, że jakieś wrażenie mętniactwa i lewizny pozostało. Najgorzej, że nijak nie można pojąć, jak dorosła i inteligentna kobieta, mandatariuszka parlamentarna, oblatana i doświadczona na wiele sposobów mogła dać się omotać komuś takiemu jak agent Tomek. Z jego stylem, fryzurą, manierami. Już nigdy nie oddam głosu na Beatę Sawicką.