Ogłoszona przez prezydenta Bronisława Komorowskiego doktryna zakładała nieangażowanie polskich wojsk na zagranicznych misjach. Z drugiej strony Polska gorączkowo poszukuje sojusznika w Europie. A i Francuzi poczuli się samotni. Zaręczyny przypieczętowano wysłaniem małego kontyngentu do RŚA. Żeby nikt nie musiał się tłumaczyć, Polska oficjalnie nie zaangażowała się w Misję Międzynarodowego Wsparcia Sił Afrykańskich w Republice Środkowoafrykańskiej (MISCA). Wspiera jedynie Francję, która wspiera MISCA. Trochę to skomplikowane, ale podobno wygodniejsze i racjonalne. Przynajmniej dla polityków.
Polski kontyngent ma liczyć maksymalnie 50 osób. Ale w pierwszym rzucie do Francji poleci 34 żołnierzy. To piloci i obsługa samolotu C 130 Hercules, który będzie naszym wkładem w misję. Francuzi, jak większość armii europejskich, cierpią na chroniczny niedowład transportowy. Na misję do Mali polecieli tylko dzięki uprzejmości Amerykanów, którzy użyczyli im swoich transportowców. Co prawda nasz Hercules to również prezent od Amerykanów. Ale lata z polską szachownicą. Pilotów czekają bardzo pracowite trzy miesiące. Biorąc pod uwagę, że zakładane koszty misji to 9 mln zł, to czeka ich około 190 godzin w powietrzu. Pożegnanie załogi planowane jest na piątek 31 stycznia. Powrót 30 kwietnia.