Terrorysta domniemany
Brunon Kwiecień winny przygotowania zamachu na Sejm. Spędzi w więzieniu 13 lat
Po kilkunastomiesięcznym procesie krakowski sąd uznał Brunona Kwietnia za winnego przygotowywania zamachu terrorystycznego, podżegania innych osób oraz nielegalnego posiadania i obrotu bronią. Sąd uznał, że naukowiec z krakowskiego Uniwersytetu Rolniczego, chemik Brunon Kwiecień, zamierzał zaatakować budynek Sejmu.
Zadanie ułatwił prokuratorowi sam podejrzany. Przyznał się, że uczestniczył w przygotowywaniu aktu terroru. Twierdził jednak, że czynił to za namową agentów ABW, którzy prowadząc operację specjalną, dotarli do niego, podając się za osoby zainteresowane przeprowadzeniem zamachu.
Funkcjonariusze prowadzili operację pod przykryciem. Podczas procesu zeznawali jako świadkowie incognito. Tę część rozprawy sąd utajnił. Z uzasadnionych przyczyn, ale to powoduje, że opinia publiczna nie dowie się, czy to Brunona Kwietnia, jak twierdzi on sam, namawiano do przeprowadzenia zamachu czy też funkcjonariusze pod przykryciem, zgodnie z zasadami sztuki, jedynie biernie śledzili jego poczynania.
To niejedyna wątpliwość. Wszyscy pamiętamy, że zatrzymaniu Kwietnia towarzyszyła specjalna konferencja prasowa zorganizowana w Warszawie przez szefa krakowskiej prokuratury, która zamieniła się w pean na cześć ABW. Uznano, że prokuratura stała się uczestnikiem rozgrywki toczącej się wówczas wokół Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Ówczesny premier Donald Tusk zamierzał zreformować tę służbę specjalną, ograniczając jej rolę śledczą. Miała być przede wszystkim ośrodkiem analitycznym, a to spowodowałoby konieczność zwolnienia z pracy wielu funkcjonariuszy. Przypadek Brunona Kwietnia miał uzasadnić potrzebę wzmocnienia ABW, a nie zawężania jej profilu.
Jakby nie było, sąd uznał, że wyrok 13 lat więzienia jest odpowiednią karą dla człowieka, który snuł plany zaatakowania Sejmu przy pomocy wojskowego skota wypełnionego 4 tonami saletry amonowej. Jak podkreślał sędzia, gdyby Kwiecień zrealizował swoje plany, życie straciłoby bardzo wiele osób, a zniszczenia materialne byłyby ogromne.
Sąd nie odniósł się do kwestii podnoszonej podczas procesu przez obrońców oskarżonego, że zarówno Kwiecień był terrorystą domniemanym, jak i jego plany też pozostawały na etapie bardziej marzeń niż realnych zagrożeń, bo nie miał ani specjalnego pojazdu, ani materiałów wybuchowych.
Podobno zamierzał je dopiero kupić, ale śledczy i funkcjonariusze ABW nie poczekali, aż przystąpi do zakupów. Aresztowali go wcześniej. Gdyby został złapany na gorącym uczynku posiadania odpowiednich środków do przeprowadzenia zamachu, postawiono by mu zarzut realnej próby zamachu, a to groziłby inną kwalifikacją prawną czynu i surowszą karą.
Wyrok jest nieprawomocny. Prokuraturę wymierzona kara satysfakcjonuje, ale obrona prawdopodobnie odwoła się. Dlatego z oceną, czy Kwiecień był jedynie snującym mętne plany kandydatem na terrorystę czy też realnie zamierzał dokonać straszliwej zbrodni, należy poczekać do werdyktu wyższej sądowej instancji.