Nie możemy się otrząsnąć, nie możemy uwierzyć. Śmierć Pawła Adamowicza to szok dla Polski, dla jego rodzinnego ukochanego Gdańska, to ból dla wszystkich Jego przyjaciół, znajomych, współpracowników. Także dla naszej redakcji. Rodzinie możemy dziś tylko przekazać słowa współczucia i solidarności, powiedzieć, że dziękujemy Panu Prezydentowi i że będziemy Go pamiętać. Tę ostatnią scenę też zapamiętamy do końca życia. Paweł Adamowicz zginął od ciosów nożem, zadanych w świetle kolorowych reflektorów, akurat wtedy, gdy z przyklejonym na kurtce czerwonym sercem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wśród setek rozradowanych osób uwalniał symboliczne „światełko do nieba”.
Wspominamy Prezydenta Adamowicza w tym wydaniu POLITYKI i będziemy jeszcze Go wspominać, bo to jedna z najwybitniejszych politycznych postaci Wolnej Polski, współtwórca polskich samorządów, pełen energii, pomysłów i sukcesów zarządca wspaniałego miasta. To nie jest moment, aby o to, co się stało, obwiniać kogokolwiek poza mordercą. Zresztą po tym barbarzyńskim ataku władze państwowe (choć jak napisał prezydent Duda, „nie zgadzaliśmy się z Pawłem Adamowiczem”) zachowały się tak, jak powinny. Ale też nie sposób uniknąć paru skojarzeń. I nie wolno od nich uciekać.
Wiele razy mówiliśmy i pisaliśmy na tych łamach, że poziom agresji i nienawiści, jakim parują rozmaite fora i serwisy internetowe, przyzwolenie na najdziksze formy propagandy w mediach państwowych, pogarda okazywana przeciwnikom politycznym, że to wszystko stwarza atmosferę, w której wcześniej czy później dojść może do publicznych, motywowanych także politycznie, aktów przemocy. Ale jednocześnie takich incydentów było dotąd bardzo mało. I choć zdarzały się czyny odrażające – spoliczkowanie, oplucie, zwyzywanie oponenta – na szczęście od lat nie doświadczaliśmy w Polsce ataków godzących bezpośrednio w życie jakiegokolwiek polityka.
Śledztwo, oby prowadzone pod rygorystycznym nadzorem publicznym (bo wiarygodność prokuratora generalnego w tej sprawie jest znikoma), odsłoni, mamy nadzieję, okoliczności gdańskiej zbrodni. Ujawni historię, osobowość i motywy sprawcy – z tego, co już wiadomo, wielokrotnego przestępcy. Być może potwierdzi się, że ten zamach nie miał wyraźniejszego podłoża politycznego, choć napastnik wykrzykiwał jakieś tego typu oskarżenia. Ale nawet gdyby to był „jedynie” indywidualny, odosobniony akt terroru, popełniony przez desperata czy człowieka niezrównoważonego, zabójstwo prezydenta Gdańska staje się poważnym ostrzeżeniem.
Po pierwsze, chodzi o nasz wewnętrzny kontekst. Atak nastąpił w dniu finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jurek Owsiak, zanim ogłosił, że „po tym, co się stało” rezygnuje z kierowania Fundacją WOŚP, w bardzo emocjonalny sposób przypomniał hejt, jakim on sam, Orkiestra i jej uczestnicy są obdarzani co roku przed wielkim Finałem, także ze strony tzw. mediów narodowych. Doszło już do tego, że TVP zaatakowała Owsiaka jawnie antysemickimi chwytami, choć kierownictwo telewizji oficjalnie odcięło się od tego przekazu. To zresztą bez znaczenia, bo – jak w ostatniej świątecznej „GW” zwracał uwagę znany dziennikarz Krzysztof Leski, przez kilkanaście miesięcy oglądający wytrwale „Wiadomości TVP” – najgorsza nie jest tam nawet bezwstydna manipulacja faktami czy nachalna propaganda; „najgorsza jest nienawiść. I język, w którym jest rozsiewana”. Co wieczór, mówi Leski, ogarnia go „niekończące się zdumienie”, że można wytaczać taką „beczkę z g…”. To, co przez ponad 20 lat było wielkim narodowym świętem dobroczynności, solidarności, rozrywki, przyjaźni, zostało publicznie zbrukane, ubabrane w jakieś chore polityczne i ideologiczne interpretacje i pomówienia. Nie, nie oznacza to, że władza odpowiada za barbarzyński atak w Gdańsku, ale odpowiada za zarażenie tego święta agresją i lękiem. I to pierwsze ze „złych skojarzeń”.
Drugie dotyczy naszego wizerunku, a właściwie stereotypów, jakie dziś towarzyszą Polsce. Media światowe opatrywały dramatyczne obrazy z Gdańska oczywistym w takim przypadku komentarzem, że w Polsce doszło do ataku na „opozycyjnego prezydenta miasta”, zadając często – równie naturalne dla wszystkich informacyjnych mediów pytanie – „czy w Polsce wzbiera fala przemocy?”. Nawet jeśli odpowiedź brzmi „nie”, w relacjach z Polski eksponowane są polityczne konflikty, a w krótkich telewizyjnych migawkach sprawiamy wrażenie kraju coraz bardziej chaotycznego, niebezpiecznego, który kipi złymi emocjami.
Można oskarżać główne światowe media, że są liberalne, lewicowe, jednostronne i co tam jeszcze, jednak żadna deklaracja polskiego rządu tego nie zmieni. Od trzech lat przekazy z Polski dotyczą ulicznych demonstracji i protestów, konfliktów z Unią Europejską w sprawie niezależności sądownictwa, ostentacyjnych umizgów polskiego rządu wobec Donalda Trumpa czy, jak ostatnio, obrony przez polskie władze prawa do nieograniczonego wydobycia i spalania węgla. A teraz najgorsze: zabójstwo prezydenta miasta. Nie jesteśmy krajem o silnym, ugruntowanym historycznie wizerunku, gdzie taka zbrodnia byłaby „tylko” tragicznym incydentem. W medialnym i politycznym światku, który nie ma czasu na niuanse i chętnie posługuje się stereotypami, spadliśmy do kategorii państw niestabilnych, nieprzyjemnych, skłonnych do przemocy, sprawiających kłopoty sobie i innym. I będziemy za to płacić.
Sprawa trzecia. Paweł Adamowicz był, ze strony władzy, obiektem ataków, których natura od pewnego czasu już nie dziwi, ale w historii III RP jest mocno związana ze sposobem uprawiania i rozumienia polityki przez PiS. Chodzi o „kryminalizację opozycji”. To nie tylko tzw. sprawa Adamowicza, gdzie zawsze było więcej domniemań niż faktów, czy Donalda Tuska, na którego władza próbuje znaleźć jakikolwiek hak, od Amber Gold, przez udział w spisku smoleńskim, po „zbrodnię dyplomatyczną”. O zdradę interesów Polski oskarżana jest cała opozycja; sędziowie są publicznie dyskredytowani i obrażani nawet przez prezydenta, a media i dziennikarze opozycyjni traktowani jako sprzedajni i „niepolscy”. Nawet pobicie byłego szefa KNF ważny polityk rządzącej formacji usprawiedliwiał zdaniem, że „nie zawsze przestępcy biją dobrych ludzi”. Jasne, polityka, szczególnie dziś, bywa brutalna i prymitywna. Ale posłuchajmy obecnych, bardzo przecież gwałtownych, sporów politycznych w Wielkiej Brytanii, Francji czy w Niemczech: gdzie rządzący oskarżają opozycję o zdradę stanu czy bez dania racji o najgorsze przestępstwa? Nie, nie oznacza to, że władze odpowiadają za jakieś akty bandytyzmu wymierzone w osoby publiczne. Ale podnoszą poziom agresji i pogardy wobec polityków. Także wobec siebie.
Tego tragicznego wydarzenia nie da się oderwać od emocji, nie da wyłączyć rozmów między nami. Jeśli śmierć Prezydenta żąda od nas chwili ciszy, to w tym milczeniu, pochylając głowę, warto sobie zadać pytanie, czy całą winę możemy zatrzasnąć w celi razem z mordercą?