Żyjemy w czasach posptpolitycznych. Partie głównego nurtu przestały posługiwać się etykietkami budowanymi wokół konsekwentnej „prawicowości” czy „lewicowości”, a raczej zajęły się walką o konkretne elektoraty. A jeśli już sięgają do języka z podręczników historii myśli politycznej, to raczej po to, by używać go instrumentalnie, jak Mateusz Morawiecki, który widzi w obecnie rządzących dziedziców przedwojennych socjalistów i działaczy ludowych, albo Ryszard Legutko, który stwierdził, że Arystoteles głosowałby na PiS.
Na przekór tej tendencji postanowiła pójść Lewica. Nowo powołana koalicja skupiająca SLD, Wiosnę i partię Razem już nazwą wyznacza sobie jednoznaczny kierunek. Za słowami najwyraźniej mają iść czyny. W swoich dzisiejszych wystąpieniach trzej tenorzy Lewicy jasno podkreślili, wokół jakich tematów będą budować kampanię – to sprawy socjalne oraz walka o praworządność.
Czytaj także: Lewica przedstawiła swoje jedynki. Były tarcia, będą tarcia
Lewica obiecuje: pensje, emerytury, mieszkania
Pierwszy na scenę wyszedł Adrian Zandberg. Lider partii Razem poprosił zgromadzonych, żeby zamknęli oczy i wyobrazili sobie państwo jutra, takie, w którym liczy się człowiek, a nie pieniądz. Za tym hasłem ma się kryć obietnica podwyższenia płacy minimalnej do 2700 zł.