Polityka zagraniczna na pasku krajowej
Cztery lata rządów PiS: Polityka zagraniczna na pasku krajowej
W ostatnich latach PiS koncentrował się na zachowaniu jak najlepszych relacji z Waszyngtonem. Nic w tym złego, USA pozostają najsilniejszym gospodarczo i militarnie państwem na świecie i wszyscy, no prawie wszyscy, chcą z nimi żyć dobrze. Ekipa Donalda Trumpa też wydaje się nami zainteresowana – część administracji silnie akcentuje postawienie się agresywnej Rosji, poza tym Warszawa wyrosła na prymusa, jeśli chodzi o wydatki na zbrojenia, a to prezydentowi USA podoba się szczególnie.
Czytaj też: Nasze drogie F-35. Ile i za co zapłacimy Amerykanom
Kapryśny Trump i trzy bolączki
Trumpowi najwyraźniej nie zależy za bardzo na standardach demokratycznych, za to odpowiada mu skręt w prawo (chwalił w Waszyngtonie też Viktora Orbána), dlatego nasze stosunki pozostają intensywne. Podczas czerwcowej wizyty w Białym Domu prezydent USA nie zgodził się wprawdzie na fort swojego imienia, czyli stałą bazę, ale obiecał współpracę militarną, w tym rotacyjną obecność dodatkowego tysiąca żołnierzy (ponad dzisiejsze 4,5 tys.).
Wszystko byłoby świetnie, gdyby wzajemnych relacji nie trapiły trzy bolączki: kapryśność, asymetryczność i partyjniactwo, które się ze sobą silnie łączą. O tym, jak bardzo nie można liczyć na Trumpa, przekonał się PiS tuż przed 1 września, gdy nagle odwołał on swoją wizytę pod pretekstem huraganu atakującego wschodnie wybrzeże. Przyjazd amerykańskiego prezydenta miał być propagandowym startem kampanii prawicy.