Rynek

Pence załatwił w Polsce, co chciał. A co w zamian?

Wiceprezydent USA Mike Pence i polski premier Mateusz Morawiecki Wiceprezydent USA Mike Pence i polski premier Mateusz Morawiecki Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Wiele krajów na świecie liczy się ze zdaniem Stanów Zjednoczonych, ale mało który tak ochoczo spełnia oczekiwania Waszyngtonu. Wizyta wiceprezydenta Mike′a Pence′a była dla Amerykanów sukcesem także gospodarczym. Dla nas niekoniecznie.

To, że Stany Zjednoczone bronią interesów swoich firm, wiemy od dawna. Ich wspaniałym mecenasem jest pani ambasador Georgette Mosbacher, która zdążyła już lobbować m.in. na rzecz spółki farmaceutycznej Genentech i wielkiego rywala taksówkarzy, Ubera. W obu przypadkach skutecznie. Sporny lek znalazł się na liście tych refundowanych, za to nowa ustawa, porządkująca rynek przewozowy, bardzo łagodnie obeszła się z Uberem. A teraz do Polski przybył, w zastępstwie Donalda Trumpa, Mike Pence z konkretnymi żądaniami. Do Waszyngtonu wraca na pewno bardzo zadowolony. Przynajmniej z dwóch powodów.

Czytaj też: Amerykanie w Warszawie: jak po swoje

Macron się nie ugiął, my tak

Mike Pence nie jest równie bezpośredni, żeby nie powiedzieć: obcesowy, jak jego przełożony, ale i on nie będzie bawił się w dyplomatyczne konwenanse. Podziękował zatem polskiemu rządowi za to, że zrezygnował z pomysłu wprowadzenia podatku cyfrowego, którym obciążeni byliby głównie amerykańscy giganci, jak Facebook czy Alphabet (właściciel Google′a). W ten sposób to właśnie od wiceprezydenta USA dowiedzieliśmy się, że PiS porzucił pomysł, którym jeszcze kilka miesięcy temu chwalił się premier Mateusz Morawiecki i który miał przynosić budżetowi nawet miliard złotych rocznie.

Bezwarunkowa kapitulacja odbyła się bez jednego wystrzału. Nie jesteśmy przecież Francją, która podobny podatek wprowadziła mimo gróźb Amerykanów, a prezydent Macron zdołał do niego nawet tymczasowo przekonać Trumpa.

Czytaj też: Co zostało z amerykańskiego Fort Trump w Polsce?

Trzeba znać swoją wartość

O ile Facebook, Google czy Amazon polskimi podatkami martwić się już nie muszą, o tyle wizyta Mike′a Pence′a była znacznie mniej udana dla chińskiego koncernu Huawei. Polska i USA podpisały porozumienie w sprawie bezpiecznej budowy sieci 5G, czyli najnowszej technologii dla transmisji danych. W rzeczywistości nie jest to żadne porozumienie, a amerykańska instrukcja zobowiązująca nas do wykluczenia z tego procesu firmy Huawei, uważanej przez Waszyngton za wroga numer jeden. Co prawda odgradzamy się w ten sposób od zdecydowanie największego na świecie dostawcy technologii 5G, ale robimy coś, na co nie zdecydowała się dotąd Wielka Brytania, jeden z najważniejszych sojuszników Waszyngtonu. Nam podobno wystarczy do budowy 5G szwedzki Ericsson, o czym zapewnia premier Morawiecki.

Dobrze mieć sojuszników, niedobrze mieć panów. Spełniamy wszystkie żądania Amerykanów, a co otrzymujemy w zamian? Co najwyżej obietnicę bezpieczeństwa, za które zresztą też będziemy płacić, i to niemało. Tymczasem w polityce międzynarodowej trzeba znać swoją wartość. O tym przez lata przekonywał nas PiS, oskarżając poprzednie rządy, że prowadzą wobec zagranicznych partnerów politykę na kolanach. Tymczasem sytuacja, w której obcy polityk przyjeżdża i ogłasza, jakie będą u nas podatki i z jakimi firmami nie wolno nam współpracować, to stosunek poddańczy.

Czytaj też: Black hawki bez przetargu. Co jeszcze ukrywa MON?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną