Kraj

Poniżej pasa

W trwającej rozprawie z elitą widzę zazdrość, chęć rewanżu za oklaski, nagrody, Londyny, Frankfurty, Noble i Paryże.

Artykuł w wersji audio

Polska dzisiejsza chwilami przypomina Polskę Ludową. Janusz Zaorski, reżyser filmowy („Matka królów”, „Panny i wdowy”), pisze w nowej, zbiorowej książce o Krzysztofie Mętraku: „Środowisko integrowało się i cementowało na festiwalach filmowych. Odbywające się najpierw w Gdańsku, a potem w Gdyni Forum Stowarzyszenia Filmowców Polskich służyło »przywalaniu władzy«. Raz, kiedy szefem Komitetu Kinematografii był Janusz Wilhelmi, który planował jej degradację poprzez stworzenie departamentu w ramach Ministerstwa Kultury i Sztuki, całe środowisko wyjątkowo się zjednoczyło. Zarówno bezpartyjni, jak i partyjni stanęli murem w obronie polskiego filmu. Wilhelmi był totalnie zaskoczony i zapewne szykował jakąś zemstę, ale nie zdążył. Zginął w wypadku lotniczym. Spontanicznie zebrane środowisko filmowe bawiło się do rana w Spatifie i w Ścieku”.

Balować na wieść o tragicznej śmierci nie wypada, ale cóż, takie panowały stosunki pomiędzy artystami a władzą. Kiedy dzisiaj słyszę od prezesa Kaczyńskiego, że w swoim łóżku można wszystko (dziękuję za pozwolenie), we własnym teatrze również, ale nie za państwowe pieniądze, to przypominają mi się tamte czasy. Zostałem wezwany do KC z powodu życzliwej recenzji „Człowieka z marmuru” w POLITYCE (1977). Przyjął mnie towarzysz Zdzisław Marzec, kiedyś dziennikarz, a później politruk KC. (Zmarł w 2014 r.). Zmył mi głowę bez znieczulenia. Mówił ze szczerym oburzeniem, złością, tak nie znosił „tego filmu”, tego Wajdy, tej Jandy i tego, jak mu tam? Radziwiłowicza. Jak gdyby ta sprawa dotknęła go osobiście, a nie tylko partyjnie.

Ciekawe, czy obecni przeciwnicy takich filmów jak „Ida” lub „Kler” też są tak osobiście zaangażowani? Gryzą sercem czy umysłem? A ci, którzy usiłują pomniejszyć zasługi Olgi Tokarczuk, która rzekomo dostała Nobla dzięki lewicowej mafii? To adwokaci polityki kulturalnej, która ma wychować nowego człowieka, pogonić elitę z muzeów, festiwali i ekranów, by zrobić miejsce dla swoich. Kłania się towarzysz Marzec. (Pamiętajmy, że towarzysze byli różni. „Człowiek z marmuru” nie wszedłby na ekrany, gdyby nie ówczesny minister kultury Józef Tejchma. Nawet w podłych czasach nie wszyscy dają się upodlić).

W trwającej rozprawie z elitą widzę zazdrość, chęć rewanżu za oklaski, nagrody, Londyny, Frankfurty, Noble i Paryże. Czy minister kultury, który mówi, że nie doczytał żadnej książki autorki „Biegunów” (jaki dżentelmen, jaki szczery!), powiedziałby to samo o książkach Wildsteina czy Ziemkiewicza? Myślę, że wątpię. Pytany dwukrotnie przez Monikę Olejnik w „Kropce nad i”, co sądzi o nagrodzie Nike, prof. Gliński miał do powiedzenia to samo – że jest to „nagroda środowiskowa”. Czytaj: swoi nagradzają swoich. A innych tępią. Profesor Stola od pół roku czeka na wygraną w konkursie nominację na dyrektora Muzeum Polin. I nic. Upokorzony jest także sam Gliński, bo gdyby to od niego zależało, to on już dawno podjąłby decyzję, widocznie nie jest decyzyjny. On też czeka na decyzję, a unieść się honorem i odejść – to nie w jego stylu. Więc czeka i czeka. I nic. Pół roku stoi na żółtym świetle! W PRL wyrzucali szybciej – Bromberg z PWN, Dejmek z Narodowego, Lemańska z Polskiej Kroniki Filmowej – spadali jak ulęgałki, bo partia trzęsła mocno. Dewiza komunistów wobec intelektualistów: „Mądrej głowie dość pałką po głowie”, pisał Mętrak w „Dziennikach”. Prorocze słowa.

Przypomniałem sobie towarzysza Marca, konsumując paszkwil Janusza Rudnickiego na Jerzego Kosińskiego, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej” („Fuck You, Dżerzi”, 12.10.2019). Takiego świństwa dawno nie czytałem. Rudnicki wylewa pomyje na Kosińskiego, począwszy od jego rodziców aż do samobójczej śmierci. Ojciec: „Lewinkopf alias Kosiński”. Typ semicki, brzuchaty, łysiejący. „Zdaje się (! – Pass), że był informatorem nazistów, a potem bolszewików”, trudno go jednak sądzić, „chciał ocalić rodzinę i ją ocalił”, czyli jednak donosił. Matka: „Lewinkopf alias Kosińska”. „Uroda semicka par excellence”. „Elegancka, nawet gdy ukrywa się na wsi, pod ręką sprzątaczka lub kucharka, niańka dla Jureczka lub służąca. W czasach głodu goście Jureczka dostają kakao z pianką. A mamusię stać na lakier do paznokci. (Żydzi zawsze spadną na cztery łapy). Wreszcie Jureczek – mały hrabia, gardzi dziećmi na podwórku. Cały odprasowany, sweterki robione na drutach, mały lord, wyniosły, złośliwy, wredny. (…) taki mały, a już skurwysyn”.

Rudnicki kreśli stereotyp niewdzięcznej bogatej rodziny żydowskiej, bez skrupułów wobec biedaków, którzy ją ratują. Jego zdaniem, pisząc „Malowanego ptaka”, Kosiński utopił w kloace tych, dzięki którym przeżył. Wyłącznie dla nakładu. „Malowany ptak” – oszustwo „staje się źródłem wiedzy o żydożerczych Polakach”. Kłamczuch, krętacz, matacz, picer, pozer. W 1991 r. „Wchodzi do wanny, zażywa śmiertelną dawkę barbituranów i nakłada sobie na głowę plastikowy worek. Nareszcie”.

Ohydne to „nareszcie” – co ono ma znaczyć? Że Kosiński już dawno powinien był odebrać sobie życie? Czy że Rudnicki nie mógł doczekać się pointy? Paszkwil, który nadaje się do „Gazety Polskiej”, ale nie do „Wyborczej”. Żadnej rzetelności, żadnej próby wytłumaczenia ogromnego sukcesu (60 mln sprzedanych książek). Ewolucja stanowiska Kosińskiego w sprawie „Malowanego ptaka”– od egzotycznej powieści do autobiografii. Dwie kadencje jako prezes amerykańskiego PEN Clubu, znakomity mówca, często zapraszany do telewizji (słyszałem go nie raz, gdyż mieszkałem w USA), stały gość popularnego Johnny Carson Show.

Rudnicki nie mówi nic nowego na temat Kosińskiego. Więc po co zabrał głos? Żeby pokazać, jakie ma zjadliwe pióro? Kosiński był postacią kontrowersyjną, ale był pisarzem, który w pewnej chwili zawładnął wyobraźnią milionów i tego mu wszyscy zazdrośnicy nie odbiorą. Rudnicki wrzucił Kosińskiego do kloaki i sam do niej wpadł. Przykro mi, że „Gazeta Wyborcza” opublikowała coś tak żałosnego. Chyba tylko dla nakładu.

Polityka 43.2019 (3233) z dnia 22.10.2019; Felietony; s. 87
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama