Andrzej Duda jest chyba dumny z wywiadu dla tygodnika „Wprost”, bo zamieścił go w całości na swojej stronie internetowej. Zważywszy że prezydent jest prawnikiem, może nie powinien jednak tak eksponować rozmowy, w której wykazał się raczej słabą znajomością orzecznictwa dotyczącego jego własnej prerogatywy: powoływania sędziów.
Czytaj także: Trybunał Przyłębskiej uderza w Sąd Najwyższy
Kagańcowa kontra konstytucja
Jak wiadomo, sprawa jest gorąca, bo po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE i uchwale trzech połączonych izb SN sądy zaczęły zawieszać sprawy, jeśli w składach orzekających znaleźli się sędziowie mianowani z udziałem nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Istnieje podejrzenie, że neo-KRS powołano wadliwie, w dodatku wadliwie procedowała przy konkursach, więc jej powołania są nieważne. Partii Jarosława Kaczyńskiego i jej „przystawkom” to bardzo nie na rękę, więc uznawaniu nieważności tych powołań ma zapobiec tzw. ustawa kagańcowa. Krytykowały ją najważniejsze międzynarodowe ciała prawnicze (np. Komisja Wenecka), ale PiS to zlekceważył i ustawa jest właśnie na biurku prezydenta (czeka na podpis).
Co w niej zapisano? Między innymi taką definicję sędziego: to osoba powołana przez prezydenta, od której przyjął on ślubowanie. Mimo że według art. 179 konstytucji głowa państwa powołuje sędziów na wniosek KRS.