Trybunał Julii Przyłębskiej badał skargę Mateusza Morawieckiego na głośną styczniową uchwałę trzech połączonych Izb Sądu Najwyższego o prawidłowości powoływania sędziów z udziałem stworzonej przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa. SN stwierdził m.in., że nie są mianowani właściwie i nie powinni orzekać, ale wyroki, które dotąd wydali, zachowują ważność. PiS natychmiast ogłosił, że uchwała jest nieważna i niezgodna z konstytucją. A Trybunał uznał dziś, że SN złamał pięć artykułów konstytucji, Konwencję o ochronie praw człowieka i traktat o Unii Europejskiej.
Czytaj też: Pisowska ekipa wypycha nas na margines Unii
Trybunał Przyłębskiej postawił się nad SN
TK orzekał w pełnym składzie, sprawozdawcą był niedawny poseł PiS Stanisław Piotrowicz. Trzech sędziów zgłosiło zdania odrębne. Zauważyli, że Trybunał sam poszerzył swoje konstytucyjne kompetencje. Mówiąc kolokwialnie: uzurpował władzę, której nie ma. Uznał się za sąd nad sądami, czyli także nad Sądem Najwyższym. Przyznał sobie też władzę dawania wykładni prawa Unii Europejskiej i prawo oceny prawidłowości wykonywania wyroków europejskiego Trybunału Sprawiedliwości przez polskie sądy.
Podczas rozprawy uznano też, że konstytucja z 1998 r. nie zawiera zamkniętego katalogu źródeł prawa – taki katalog do tej pory uznawano za jedno z najważniejszych osiągnięć naszej ustawy zasadniczej.