Nękanie polegało na tym, że Godek została rozpoznana przez pracowników warszawskiego Szpitala Praskiego, gdy pojawiła się w nim z powodu problemów z nerkami. „Oświadczam, że zostałam rozpoznana m.in. przez ordynator oddziału oraz innego pracownika SOR, którzy zaczęli mi robić nieprzyjemne uwagi ze względu na działalność publiczną (przeciw aborcji i LGBT)” czytamy w oświadczeniu złożonym w imieniu K. Godek.
Mimo nieprzyjemnych uwag Kaja Godek na szczęście została zbadana i podłączona do kroplówki w sali, w której przebywali inni pacjenci. Niestety, nie był to koniec wrogich działań wobec niej, gdyż dwa dni później Godek dostała z sanepidu telefon o konieczności odbycia dwutygodniowej kwarantanny. Powodem miał być jej rzekomy kontakt z pacjentem, u którego wykryto koronawirusa.
Czytaj też: Kaja Godek pozwana za słowa o „zboczonej” orientacji
Kwarantanna na złość
Działaczka jakimkolwiek kontaktom zaprzecza i jest przekonana, że kwarantannę wlepiono jej na złość – jako karę za jej aktywność polityczną. Jest to niewątpliwie kara surowa. Znając mściwość pracowników szpitali, nie zdziwiłbym się zresztą, gdyby zakażony pacjent, z którym Godek miała mieć rzekomy kontakt, został jej podstawiony specjalnie. Mimo to uważam, że Godek i tak miała szczęście; w końcu wyszła ze szpitala cała i w miarę zdrowa, a doskonale wiemy, co personel szpitalny potrafi zrobić pacjentom, z poglądami których się nie zgadza.
Natomiast moim zdaniem Godek nie może mieć pretensji, że została rozpoznana. Trudno, żeby nie została, skoro z wyjaśnień pracowników szpitala wynika, że nie miała na sobie maseczki ochronnej. Biorąc pod uwagę, kim Godek jest i jakie ma poglądy, była to z jej strony duża lekkomyślność.
Z drugiej strony, gdyby Godek przyjechała do szpitala w maseczce, pewnie i tak by ją rozpoznano, bo swoimi bezkompromisowymi wystąpieniami na temat aborcji na szeroką rozpoznawalność po prostu sobie zapracowała. Według mnie kogoś takiego jak ona wystarczy tylko raz zobaczyć w telewizji, żeby go bez trudu zapamiętać, a potem nie móc zapomnieć.
Czytaj także: W Sejmie zamiast debaty znowu odbyły się chochole tańce