Kraj

Jedna czwarta wyborców porzuciła PiS. Tym razem na dobre?

Jarosław Kaczyński w Sejmie Jarosław Kaczyński w Sejmie Mateusz Włodarczyk / Forum
Obóz władzy jest w kryzysie, którego podstawy tym razem nie są incydentalne, ale systemowe. Kto na tym może zyskać i w jaki sposób?

Śledzenie sondaży na trzy lata przed oficjalnym terminem najbliższych wyborów (samorządowe i parlamentarne w 2023 r.) mogłoby się wydawać jałowym zajęciem. W końcu, jak powtarzają co niektórzy, prawdziwym sondażem jest głosowanie przy urnach, a pozostałe mają ograniczone znaczenie, ot, rozrywka dla wąskiego grona zawodowych polityków, dziennikarzy i ekspertów. „Sondaże wyborów nie wygrywają” – można się z tym zgodzić, gdyby nie dwa istotne zastrzeżenia.

Czytaj też: Kaczyński ryczy na opozycję. Szaleństwo czy metoda?

Trzy lata do wyborów? Na pewno?

Po pierwsze, wybory nie zawsze odbywają się w konstytucyjnych terminach, w III RP mieliśmy już przedterminowe wybory do Sejmu i Senatu w warunkach kryzysu politycznego (w 1993 i 2007 r.), niewiele brakowało, żeby doszło do nich także np. w 2005 r. Pandemia, której efektem są spadające notowania PiS, może za pomocą różnych scenariuszy doprowadzić do podobnego finału. Temat wypływa co rusz, wspominał o tym sam Jarosław Kaczyński, gdy próbował dyscyplinować Zbigniewa Ziobrę podczas pełzającego kryzysu koalicyjnego przed rekonstrukcją rządu (która notabene żadnego sporu nie rozwiązała).

Po drugie, zmiany poparcia dla partii, które zachodzą nawet w dużej czasowej odległości od wyborów, a szczególnie spadki są już potem bardzo trudne do nadrobienia. Przykładowo: afera Rywina wybuchła w grudniu 2002 r., trzy lata przed wyborami parlamentarnymi, ale pogłębiający się kryzys i kolejne afery nie pozwoliły SLD odzyskać popularności aż do 2005 r. (ani potem).

Reklama