Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pisia chytrość, czyli jeden z fundamentów tzw. dobrej zmiany

Strajk kobiet w Krakowie, 2 lutego 2021 r. Strajk kobiet w Krakowie, 2 lutego 2021 r. Filip Radwański / Forum
Propaganda à la PiS zawsze służy konkretnym interesom. Nie jest niczym nowym, bo jej rozmaite wersje były stosowane od zawsze, nie tak dawno w PRL.

Zwrot „lisia chytrość”, gdy stosowany do lisów, nie ma żadnych konotacji etycznych – wskazuje na naturalne cechy tych zwierząt przydatne dla ich przeżycia. Ale używany w stosunku do człowieka stanowi metaforę symbolizującą przebiegłość i drapieżność. Słownik synonimów podaje szereg równoznaczników dla słowa „lisi”, np. chytry, cygański, dwulicowy, fałszywy, hipokryta czy kłamliwy. Urobiłem zwrot „pisia chytrość” jako wskazujący na cechy działań awangardy tzw. dobrej zmiany.

Szturm na Trybunał

W jednym z felietonów pisałem: „Pan Morawiecki stara się przekonać publikę, że opozycja przedstawia gruszki na wierzbie, natomiast obóz, który on sam reprezentuje, jest wyważony i skuteczny w realizacji obietnic. Tego rodzaju propagandę można z powodzeniem określić jako pisią chytrość w walce wyborczej”. Można to uogólnić i pisią chytrością nazywać propagandę polegającą na wprowadzaniu społeczeństwa w błąd dla zrealizowania własnych celów politycznych.

Jednym z jej przejawów jest zasada (sformułował ją chyba Jonasz Kofta), że nie jest ważne, jak jest (było, będzie), ale jak się mówi. Oto kilka przykładów. Lotna Brygada Opozycji postawiła bałwana z głową kaczki – z dobrozmiennych kół poszedł przekaz, że to zamach terrorystyczny. W Suwałkach ulepiono bałwana z hasłem nie wiadomo jakim, ale ponoć obrażającym PiS – policja wszczęła śledztwo. Dwaj młodzi ludzie przeskoczyli ogrodzenie domu, w którym urzęduje mgr Przyłębska – zdaniem policji wtargnęli na teren posesji przy al. Szucha 12A, a TVP (Dez)Info (podstawowy instrument pisiej chytrości) określiła to jako szturm na Trybunał Konstytucyjny.

Poważniejszej ilustracji dostarczają p. Kaczyński i p. Morawiecki, gdy zapewniają, że za kilka lub kilkanaście lat Polska dogoni kraje Zachodu i zbuduje własny model państwa dobrobytu, a Jego Ekscelencja nawet sugeruje, że u nas może być lepiej, zważywszy na bonus w postaci wolności. Propaganda à la pisia chytrość nie jest czymś samym dla siebie, gdyż zawsze służy konkretnym interesom, nie jest niczym nowym, bo jej rozmaite wersje były stosowane od zawsze, nie tak dawno w PRL, a w obecnej Polsce znalazła modelowe ucieleśnienie.

Początek życia według konstytucji

Rzeczona postawa towarzyszy orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Jak wielu innych komentatorów uważam, że nie wynika ono z konstytucji RP. Sam termin „aborcja eugeniczna” jest nadużyciem, gdyż eugenika powstała jako koncepcja (trafna lub nie, to inna sprawa) doskonalenia gatunku ludzkiego, a potem została przekształcona przez nazistów w zbrodniczy program protekcji „wyższej” rasy aryjskiej.

Pisia chytrość (np. w przypadku p. Dudy) polega tutaj na przenoszeniu ujemnych konotacji słowa „eugenika” na postulat terminacji ciąży z powodu wad płodu. Niektórzy prawnicy twierdzą, że uznanie całego okresu prenatalnego za chronione życie człowieka wynika z Ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka (art. 2.1: „W rozumieniu ustawy dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności”). Ma to stanowić podstawę systemowej wykładni konstytucji w celu uzasadnienia, że chroni życie od poczęcia.

Wszelako to ustawy interpretuje się w świetle konstytucji, a nie odwrotnie. Orzeczenie TK z 2020 r. nie znajduje też podstawy w wyroku sądu konstytucyjnego z 1997 r. To wcześniejsze dotyczyło legalności aborcji ze względu na ciężką sytuację materialną i rzeczywiście opierało się na przyjęciu, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia, ale nie kwestionowało tego, że mogą być wyjątki od tak rozumianej zasady ochrony życia człowieka. Tezę o poczęciu jako początku istnienia człowieka akceptują też prawnicy dalecy od PiS, ale równocześnie opowiadają się za tzw. kompromisem aborcyjnym z 1993 r. W konsekwencji argumentowanie, że ustawa o RPD i orzeczenie TK z 1997 r. wymuszają to, co ostatnio uchwalił TK, jest typową pisią chytrością – celowo wprowadza w błąd.

Prof. Ewa Łętowska dla „Polityki”: To jest wyrok. I manipulacja

Podobnie wygląda replika na argument, że p. Pawłowicz powinna się wyłączyć, gdyż podpisała wniosek podobny do procedowanego przez team mgr Przyłębskiej. Pan Dera gdera, że nie ma sprawy, bo chodzi o sygnowanie wniosku wcześniejszego, ale data nie ma tutaj nic do rzeczy – od sędziego TK wymaga się bezstronności w orzekaniu, a to jest wątpliwe w wypadku p. Pawłowicz z uwagi na jej publiczną deklarację o nielegalności aborcji z powodu letalnych wad płodu i wpisy na Twitterze, np. takie jak ten: „Jaki dramatyczny kontrast. Straszne losy dzieci z Auschwitz. Małych a dorosłych. Sieroty oddzielane o matek. »Pacjentki« dr Mengele. Cudem przeżyły... I ci straszni, wulgarni młodzi, zdemoralizowani ludzie, kobiety wałęsający się ulicami z żądaniem zabijania dzieci. Straszne czasy”.

Czytaj też: „Kobiety są przerażone, jesteśmy w pułapce”

A bliźni niech cierpi

Inicjatorem wniosku do TK w sprawie legalności aborcji z powodów patoembriologicznych był p. Wróblewski, poseł PiS. Gdy wyjaśnia swoje motywy, płynnie deklamuje „strofy” o tym, że np. dzieci z zespołem Downa zasługują na życie, które w ogólności trzeba chronić od poczęcia. Zapytany o przeżycia matki patrzącej na martwy płód po jego urodzeniu lub konające w męczarniach dziecko bez czaszki, zgodził się, że to trudna sytuacja, a także zapewnił, że państwo będzie pomagało takim kobietom. Gdy dziennikarka zasugerowała mu wolontariat w jakimś hospicjum, zbył to znaczącym milczeniem. Postawa p. Wróblewskiego przypomina posłankę Bobę, zdeklarowaną katoliczkę, przekonującą (początek lat 90.) do całkowitego zakazu aborcji i kierowania „niechcianych” dzieci do adopcji. Sama indagowana, czy jest gotowa do takiej pomocy, ponoć wyjaśniła, że odmówiła, ponieważ chodziło o dziecko upośledzone, a ona jest zbyt zajęta pracą w zawodzie lekarskim. Niezły jest też p. Bortniczuk utrzymujący, że ocalenie życia z wadą letalną jest ważniejsze od traumy rodziców.

Wszystkich jednak przebił p. Wójcik. Podobnie jak p. Wróblewski gardłuje o pomocy państwa. Uważa, że kobiety mają rodzić dzieci, które nie mają szans na przeżycie (nie jest jasne, czy także płody obumarłe w okresie prenatalnym), gdyż „to jest jedyny moment w życiu, kiedy będą mogli to dziecko zobaczyć. Tu chodzi o godność”. Cóż, o autorze tej makabrycznej wypowiedzi trzeba powiedzieć, że reprezentuje moralność odwróconą, zresztą podobnie jak p. Bortniczuk i p. Wróblewski.

Jak już zaznaczyłem, postawa określona jako pisia chytrość nie jest niczym nowym i m.in. przejawia się trajlowaniem za potrzebą spełniania takich lub innych obowiązków w imię bardzo szczytnych celów, a potem przerzucania wykonania zalecanych obligacji na bliżej nieokreślonych bliźnich. A jeśli coś nie zagra, to odpowiedzialność też spada na „onych innych”, zwłaszcza na opozycję, np. p. Maląg, dobrozmienna ministra od spraw rodziny, notuje: „Przede wszystkim jesteśmy w pułapce demograficznej – nie od roku, nie od dwóch. To są zaniechania rządu PO-PSL z ich czasów. Nie była prowadzona żadna polityka prorodzinna”. Jakoś 500 plus nie spowodowało wzrostu dzietności Polek (w 2019 r. urodziło się najmniej dzieci od 2004 r.), natomiast rozdawane bez umiaru tym, którzy takiej pomocy nie wymagali, zniszczyło budżet, co widać w związku z pandemią i jej skutkami ekonomicznymi. Pan Duda wzywa teraz, aby bogaci zrzekli się 500 plus, ale trzeba zapytać, gdzie był, gdy podpisywał i pod niebiosa wynosił socjalne transfery swoich politycznych mocodawców? Pewnie walczył z ostrym cieniem mgły.

Czytaj też: Polki nie chcą rodzić

Od prezes Przyłębskiej nie dowiem się nic

Wielu krytyków tzw. dobrej zmiany tłumaczy nagłe ogłoszenie uzasadnienia do „aborcyjnego” orzeczenia TK tym, że rząd chce ukryć swoje nieudacznictwo w opanowaniu pandemii i jej skutków gospodarczych. Szykuje się seria protestów przedsiębiorców, handlowców i usługowców, więc sprowokowane demonstracje kobiet mają odwrócić uwagę od poważniejszych problemów. Inne wyjaśnienie wskazuje na to, że zimą łatwiej uporać się z protestami przeciw orzeczeniu wreszcie opublikowanemu 27 stycznia, niż czynić to wiosną.

Jeśli to są rzeczywiste motywy rządu, to stanowią kolejne przykłady pisiej chytrości, przykrywanej wzniosłymi apelami do wartości moralnych. Mgr Przyłębska, czyli towarzyskie odkrycie Jego Ekscelencji, zapewnia: „Twierdzenie, że termin publikacji uzasadnienia wyznaczany jest przez polityków, jak i sugestia, że autorstwo tekstu uzasadnienia jest niepewne, są całkowicie nieprawdziwe i noszą znamiona pomówienia dziennikarskiego. W Trybunale Konstytucyjnym po objęciu przeze mnie funkcji prezesa zakończył się proceder zamawiania projektów wyroków i uzasadnień poza Trybunałem. Autorami orzeczeń wraz z uzasadnieniami są wyłącznie sędziowie Trybunału”.

Trzeba uznać, że obecni politycy z obozu tzw. dobrej zmiany są genialni, bo dość dokładnie przewidzieli, kiedy przedmiotowe uzasadnienie zostanie opublikowane i to bez wiedzy o stanie prac nad nim. Tak „musiało być”, skoro Jego Ekscelencja donosi: „Ja mogę sobie spokojnie parę godzin rozmawiać miło z panią prezes, ale o tym, jaki będzie wyrok, nie dowiem się nic”. Może nie jest pomówieniem uwaga, że nie ma powodu, aby p. Kaczyński miał dowiadywać się czegoś od mgr Przyłębskiej, skoro zapewne zna treść orzeczeń przed ich wydaniem.

Jawna pisia chytrość w zacytowanych deklaracjach ukrywa fakty. W Polsce dokonuje się rocznie ok. tysiąca aborcji legalnych i ok. 100 tys. nielegalnych. Ta druga liczba jest kwestionowana przez organizacje antyaborcyjne, co raczej świadczy o tym, że jest adekwatnym oszacowaniem. Z ogólnej puli tysiąca legalnych terminacji ciąży pewna ich liczba dalej będzie zgodna z prawem (o ile są uzasadnione zagrożeniem życia matki lub ciąża stanowi skutek przestępstwa), a jakaś część zostanie wykonana w podziemiu. W konsekwencji rzeczywisty skutek zapobiegania „nienarodzonych” będzie raczej mizerny, chociaż p. Wróblewski i p. Bortniczuk oświadczą, że każde „uratowane” życie „letalne” jest bezcenne, a p. Wójcik będzie radował się godnością ocaloną przez pochówek martwych płodów lub nieuleczalnie chorych noworodków. W gruncie rzeczy antyaborcyjni aktywiści powinni walczyć o zakaz kąpieli i używania samochodów, bo w ten sposób uratowałoby się rocznie ok. 3 tys. istnień ludzkich, ba, w tym wielu w pełnej zdolności reprodukcyjnej.

Czytaj też: Miałam aborcję z przesłanek embriopatologicznych

Wrogowie wolności i wolność według PiS

Nie kwestionuję tego, że wielu szeregowych aktywistów ruchu pro-life kieruje się pobudkami moralnymi. Natomiast jeśli rzecz dotyczy polityków, to stosując maksymę Leca: „Podobno – słyszałem – interesuje mnie morale polityki. Przebóg! Czyżbym był mistykiem?”. Rzecz pozostawię bez dalszych komentarzy.

Uważam, że pisia chytrość (jakkolwiek ją oceniać od strony etycznej) stanowi instrument służący poddaniu naszego życia społecznego temu, co nazywa się przemocą prawną, a opresja werbalna stanowi wstęp do niej. Ta druga polega na zmianie znaczenia ważnych słów obecnych w dyskursie publicznym, np. takich jak wolność, godność, sprawiedliwość, życie, ochrona, równość, suwerenność itp., co np. prowadzi do zbitek semantycznych w rodzaju Prawdziwej Wolności czy Dziecka Poczętego. Tendencja ta jest widoczna chociażby w cytowanych wypowiedziach p. Pawłowicz, p. Bortniczuka, p. Wróblewskiego i p. Wójcika. Dysponenci władzy są zawsze uprzywilejowani w publicznych debatach, ale w rzeczywistym ładzie demokratycznym rzecz jest równoważona obecnością niezależnych mediów. Dobrozmieńcy to wiedzą i dążą do monopolizacji środków masowego przekazu.

Pan Obajtek zapewniał, że wykupienie przez Orlen prasy regionalnej jest zabiegiem biznesowym, ale Jego Ekscelencja szybko wyjaśnił, że chodzi o ich repolonizację, tj. de facto uczynienie tubami w służbie tzw. dobrej zmiany, co ma zapewnić wolność i równość dyskutantów. Pan Kaczyński otwarcie deklaruje, o co biega: „Pojęcia, którymi się tutaj przeciwnicy, wrogowie wolności – tak to trzeba określać – posługują, są zwykle mylące. To jest celowo stosowana socjotechnika. Tutaj »mowa nienawiści« jest na czele tych pojęć i »tolerancja« jako druga. Przy czym to ostatnie słowo jest używane w taki sposób, który całkowicie odwraca pierwotne i właściwe znaczenie tego wyrazu. To w wielu już miejscach przybiera także charakter nie tylko praktyk, w szczególności środków masowego przekazu, ale jest to ujęte już w normach prawnych o charakterze represyjnym i te represje bywają już stosowane” – i zapowiada, że wyda się ustawy, aby poskromić „wrogów wolności”: „Z całą pewnością to przeprowadzimy. Musi być tak, żeby każdy, kto podniesie rękę na wolność, np. na uczelni, wiedział, że poniesie tego konsekwencje”.

Pan Czarnek już przygotowuje prawo o „wolności” akademickiej, a p. Ziobro – o „swobodzie” w mediach społecznościowych. A p. Kaczyński jeszcze w maju 2016 r. zapewniał: „Byliśmy wyspą tolerancji, bądźmy wyspą wolności. My nie przyjmiemy żadnych ustaw o mowie nienawiści zmierzających do tego, by wolność wyeliminować”. Pisia chytrość jeździ na pstrym koniu.

Czytaj także: Telefon dzwoni non stop. Polki przerywają ciążę w pandemii

Wyrok, czyli papierek lakmusowy

Przemoc prawna obejmuje m.in. stosowanie przymusu przez policję. Pani Szydło zapowiedziała w 2015 r.: „Za czasów rządów PiS my policji przeciwko manifestantom wyprowadzać nie będziemy”, ale Jego Ekscelencja to odwołał: „Reakcja ze strony władzy jest w gruncie rzeczy bardzo umiarkowana, nikt nie używa gazu łzawiącego na wielką skalę czy armatek wodnych w zimie, a tak bywa w Europie”.

Łatwo w tych słowach dostrzec ukrytą groźbę, że może być inaczej, zaś porównanie z Europą jest chybione, bo polskie protesty są pokojowe w porównaniu z tym, co bywa na zachód od nas. Obserwacja działań policji wobec demonstrantów przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego skłania do wniosku, że jednak może być inaczej, np. tak jak w Mińsku. W związku z tym wysuwam hipotezę, że niezależnie od innych czynników, np. presji biskupów i fanatycznych obrońców życia, orzeczenie ogłoszone przez mgr Przyłębską i jego opublikowanie zostały potraktowane przez rząd jako papierek lakmusowy dla efektywności pisiej chytrości w wyprowadzeniu ludzi na ulice i sprawdzeniu możliwości policji w tłumieniu protestów w obliczu spodziewanego krachu ekonomicznego.

Cały zaś proces degradacji prawa i wymiaru sprawiedliwości, obserwowany od 2015 r., jest jednym ciągiem aktów przemocy prawnej, mającym na celu utrzymanie władzy przez dobrozmieńców, ich bezkarność w rozmaitych (wcale nie wyjątkowych) przypadkach czy łatwość uciszania oponentów przy pomocy procesów cywilnych. „Umundurowana” prokuratura już ma spore sukcesy w realizacji tych celów, ale sądy nie zostały jeszcze przejęte przez tzw. dobrą zmianę. Dlatego tak ważne są działania, możliwie różnorodne, aby demaskować propagandę uosabianą przez TVP (Dez)Info i bronić tego, co jest i powinno być niezależne od władzy wykonawczej. Od tego zależy to, czy Polska będzie podobna Białorusi (coraz częściej jest z nią porównywana), czy demokracjom zachodnim. W samej rzeczy gadka p. Dudy o UE jako wyimaginowanej wspólnocie stanowi typowy przykład pisiej chytrości.

Czytaj też: Przejechała 1400 km, żeby wykonać legalną aborcję

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną