Na początku nowego sezonu politycznego, budząc się z zimowego i epidemicznego snu, Lewica zorganizowała nietypową konwencję. Podczas wydarzenia pt. „Przyszłość jest dziś”, z oczywistych powodów internetowego, główną rolę odgrywali członkowie młodzieżówek. Wszystkich czterech: SLD (Nowej Lewicy), Wiosny, Razem i często pomijanej Polskiej Partii Socjalistycznej.
Liderzy partyjni i parlamentarzyści, w tym „trzech tenorów” Lewicy – Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń i Adrian Zandberg – robili przez większość czasu za konferansjerów.
„Idziemy po to, co się nam należy”
Dziewięcioro młodych opowiadało tymczasem o obszarach, w których według nich konieczne są zmiany – pracy, klimacie, prawach kobiet i osób LGBT+, rynku mieszkaniowym czy rozdziale Kościoła od państwa. Działacze w kuluarach zapewniali, że młodzi przemówienia napisali sami, a sztabowcy tylko pomagali je redagować. Matylda Szpila z Krakowa mówiła o walce o klimat i wykluczeniu transportowym, Henryk Wójtowicz z Łodzi o ciągłej pracy na umowy śmieciowe, a zaledwie 14-toletni Maciej Rauhut z Krapkowic relacjonował groźby, jakie otrzymał od policji za udostępnienie posta o Strajku Kobiet.
– Kończy się czas potulnych gejów. Nie obchodzą nas polityczne gierki i układy z biskupami. Idziemy po to, co się nam należy – zapowiadał z kolei Jakub Pietrzak, asystent posła Andrzeja Rozenka i wiceszef młodzieżówki SLD, który mówił o dyskryminacji mniejszości seksualnych.