Ustawę ratyfikującą tzw. zasoby własne Unii Europejskiej Sejm przyjął 211 głosami PiS (bez Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry), Lewicy (46), Koalicji Polskiej (22) i koła Polska 2050 (5). „Za” opowiedziało się także dwóch posłów z Kukiz ′15 i troje niezależnych. Koalicja Obywatelska wstrzymała się, bo jej poprawki zostały odrzucone. Wyłamał się jedynie – głosując za ratyfikacją – Franciszek Sterczewski. Awantura podzieliła w poprzek obie strony politycznego sporu. Kto z niej wyszedł silniejszy, a kto słabszy?
Posłuchaj: Prof. Władyka o PiS, lewicy i symetrystach
Kto wygrał?
Wygrał na pewno Mateusz Morawiecki, bo w ramach obozu władzy to on odpowiadał za całą operację wynegocjowania, a potem przepchnięcia w kraju unijnego porozumienia w sprawie budżetu na lata 2021–27. Premier wykonał zresztą w tej sprawie bardzo interesującą, typową dla siebie woltę. Przed szczytem Unii w grudniu zeszłego roku, gdy wraz w Viktorem Orbánem zapowiadał weto w imię obrony suwerenności, sugerował, że pieniądze nie są nam specjalnie potrzebne, bo na inwestycje wyłożymy sami albo pożyczymy na korzystniejszych warunkach. Gdy już pieniądze dostał, okazało się, że są wręcz niezbędne. A kto wyraża jakiekolwiek wątpliwości wobec sposobu, w jaki rząd chce je podzielić, jest wrogiem Polski.
Środki z Unii są rzeczywiście rządowi niezbędne, bo to za nie zamierza odkupić sobie utracone w ciągu ostatniego półrocza poparcie.