Kraj

Bitwa o Turów. Polska musi zrobić ruch. Inaczej słono zapłacimy

Bogatynia. Odkrywka węgla brunatnego Turów Bogatynia. Odkrywka węgla brunatnego Turów Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Polska nie może formalnie odwołać się od decyzji TSUE o zamrożeniu pracy kopalni Turów, ale ma inną możliwość. I Warszawa się na nią szykuje. Ale za niewypełnienie postanowienia trybunału grożą nam ogromne kary.

Trybunał Sprawiedliwości UE w ostatni piątek nakazał Polsce „natychmiastowe” (zwykle znaczy to: w ciągu jednego miesiąca) zaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów w ramach środka tymczasowego. To tzw. zabezpieczenie ma obowiązywać do momentu wyroku TSUE (być może za kilkanaście miesięcy) w sprawie skargi Czech na Polskę o łamanie unijnego prawa przy przedłużaniu koncesji na wydobycie i powiększanie obszaru odkrywki najpierw do 2026, a potem do 2044 r.

To dopiero dziewiąty przypadek w historii Unii, gdy przed TSUE dochodzi do skargi „państwo na państwo”, bo zwykle stroną skarżącą jest Komisja Europejska. KE już zapowiedziała, że będzie monitorować wdrażanie decyzji o zamrożeniu Turowa.

Czytaj też: Koniec kopalni odkrywkowych?

Spór o Turów. Kary ogromne, nie ma widełek

W razie sabotowania zabezpieczenia TSUE może w ramach rozszerzenia środka tymczasowego ustanowić kary pieniężne, w tym jednorazową grzywnę plus dodatkową karę naliczaną każdego kolejnego dnia działania Turowa. W tej kwestii trybunał nie jest ograniczony żadnymi widełkami. W sporze o wycinkę Białowieży prewencyjnie zapowiedział, że kara za dalsze łamanie zabezpieczenia wynosiłaby „co najmniej 100 tys. euro miesięcznie”, a w kwestii Turowa można sobie wyobrazić znacznie większe kwoty. Jednak skoro na razie nie chodzi o wyrok TSUE, lecz o postanowienie o zabezpieczeniu, to o rozszerzenie środka tymczasowego o kary finansowe musiałyby wnieść głównie Czechy.

Polskie władze zareagowały na postanowienie deklaracjami, że „nie zamkną Turowa”, sugerując chęć zlekceważenia tej decyzji.

Reklama