Rynek

Wyrok na Turów, czyli dlaczego dziewczynka płacze

Kopalnia węgla brunatnego Turów w Bogatyni Kopalnia węgla brunatnego Turów w Bogatyni Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
W ramach środka tymczasowego do czasu merytorycznego rozpatrzenia sprawy TSUE wydał Polsce nakaz natychmiastowego wstrzymania wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów w Bogatyni.

Z plakatu spogląda twarz wzruszająco smutnej dziewczynki, która pyta: „Why do you want to take away my family’s livelihood?”. Czyli: „Dlaczego chcesz pozbawić moją rodzinę środków do życia?”. A pod spodem hasło: „Green Deal, not a Grim Deal”, co w wolnym tłumaczeniu ma znaczyć: „Zielony Ład, a nie dzika transformacja”. Bo widniejący na dole krótki internetowy adres www.turow2044.pl zdradza autora tego przekazu. To Polska Grupa Energetyczna, która w ten sposób próbuje walczyć o swoje interesy w Brukseli, plakatując zdjęciem biednej dziewczynki z Bogatyni unijną stolicę.

Chodziło o to, by wpłynąć na unijny Trybunał Sprawiedliwości (TSUE), który rozpoznawał wniosek Czech o natychmiastowe zamknięcie polskiej kopalni w Turowie. Zdaniem szefów PGE może to doprowadzić do gwałtownej zapaści gospodarczej Dolnego Śląska, a także zachwiać stabilnością polskiego systemu elektroenergetycznego. PGE ma inną propozycję, która jest zawarta w haśle „Turów 2044”. Do tego roku chce kopać i palić węgiel brunatny wydobywany w Turowie.

Czytaj też: Węglowe iluzje. Jak ze strachu obiecać wszystko

Wojna o Turów na czeskiej granicy

Wygląda na to, że kampania nie odniosła skutku: w ramach środka tymczasowego do czasu merytorycznego rozpatrzenia sprawy TSUE wydał Polsce nakaz natychmiastowego wstrzymania wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów w Bogatyni. To zwiastuje wybuch kolejnej antyunijnej histerii w rządowych mediach pod hasłem: „UE pozbawia nas bezpieczeństwa energetycznego”. Przy okazji zapewne polsko-czeskie stosunki ulegną ochłodzeniu.

Wojna o Turów trwa już od dawna. Wszystko za sprawą geografii: kopalnia i elektrownia ulokowane są w Worku Turoszowskim, wąskim pasku polskiego terytorium wrzynającym się między Czechy a Niemcy. To sąsiedztwo jest tak bliskie, że kopalnia przylega do granicy, a wiadomo, że jest to sąsiedztwo uciążliwe.

Czesi narzekają na osuwiska, hałas, pył, a szczególnie na zaburzenie stosunków wodnych. Z kopalni Turów co roku wypompowuje się 50 mln m sześc. wody. Władze czeskich powiatów sąsiadujących z kopalnią twierdzą, że na skutek działalności górniczej cierpią na coraz dotkliwszy deficyt wody. Polska strona przekonuje, że Czesi wyolbrzymiają problem i w sposób nieuprawniony zwalają na nas winę. Formalnie skarga dotyczy polskiej decyzji o przedłużenie koncesji na wydobycie i powiększenie obszaru odkrywki najpierw do 2026, a potem do 2044 r. W 2022 r. ma ruszyć rozbudowa kopalni, która zbliży się na odległość 70 m do granicy z Czechami. Czesi twierdzą, że nie zostały przeprowadzone konsultacje społeczne i oceny oddziaływania na środowisko, wymagane przez prawo UE.

Czytaj też: Koniec kopalni odkrywkowych?

Czepiajcie się Czechów. Albo Niemców

Wojna o kopalnię Turów jest wojną o elektrownię, która bez miejscowego węgla nie jest w stanie funkcjonować. Elektrownia Turów eksploatuje bloki o łącznej mocy 1500 MW. W 2020 r. odpowiadała za 3,4 proc. krajowej produkcji prądu. Część bloków dożywa swoich dni, ale rusza właśnie nowy, o mocy 500 MW, o którego budowie zadecydował jeszcze rząd PO-PSL. Poszło na to 4,3 mld zł.

Decyzję o budowie podjęto, choć było wiadomo, że kończy się w Turowie koncesja na wydobycie węgla. I właśnie przedłużenie koncesji tak rozwścieczyło Czechów. Polska strona stoi na stanowisku, że Czesi nas się czepiają, a sami kopią i palą węgiel brunatny. Bo razem z Niemcami należymy do „węglowego trójkąta”, czyli krajów, które w miksie energetycznym mają duży udział energii z węgla brunatnego. Ale kiedy pojawiają się zastrzeżenia, każdy pokazuje na sąsiada i mówi – jego się czepiajcie.

Czytaj też: O tym, jak w Bogatyni PiS zamiata śmieci

Bogatynia w epoce postwęglowej

Zamknięcie kopalni Turów postawiłoby PGE w trudnej sytuacji, bo wspomniany nowy blok objęty jest tzw. rynkiem mocy, czyli przez 15 lat ma zagwarantowane dofinansowanie. W zamian musi być gotowy do wytwarzania energii, gdy pojawi się taka potrzeba. Chodzi o to, by wytwarzanie energii było opłacalne. Bo przy obecnych cenach uprawnień do emisji CO2 jest to bardzo trudne. Cena doszła już do astronomicznej wysokości 50 euro, więc prąd z Turowa jest koszmarnie drogi, skoro za samo CO2, konieczne do wyprodukowania 1 MW/h, trzeba zapłacić 225 zł, a cena megawatogodziny na rynku hurtowym jest sprzedawana za ok. 280 zł.

Dlatego to brutalne prawa ekonomii, a nie wyroki sądowe, skuteczniej zamykają Turów. Nic tu nie pomoże płacz dziewczynki wykorzystanej do dość cynicznej kampanii. Polski system energetyczny da sobie radę bez Turowa, choć może nie z dnia na dzień. Większym problemem będzie transformacja regionu, który jest skrajnie uzależniony od kopalni i elektrowni. Unia oferuje fundusze w ramach tzw. sprawiedliwej transformacji, ale region Bogatyni nie został uwzględniony, bo Polska nie przedstawiła żadnych planów modyfikacji tego regionu, tak by rodzina dziewczynki z plakatu miała zagwarantowane środki do życia w nadchodzącej epoce postwęglowej. Bo przecież węgiel ma być tam wydobywany do 2044 r.

Czytaj też: Polski Bezwład Energetyczny

Turów albo polexit

Jak łatwo przewidzieć, teraz do akcji ruszy Solidarna Polska z posłem Januszem Kowalskim na czele, bo to dla niego paliwo wyjątkowo wysokoenergetyczne. Za swoje dostanie się nie tylko wredniej Unii i sędziowskiej kaście z Luksemburga, ale przede wszystkim premierowi Morawieckiemu za to, że zgodził się na politykę energetyczno-klimatyczną, Zielony Ład i Krajowy Plan Odbudowy.

Kowalski od dawna domaga się, by Polska nie była ujęta w unijnym systemie handlu emisjami EU ETS. Kto wie, może zażąda teraz wystąpienia Polski z UE?

Czytaj też: Polską energetyką rządzi dziś wielka trójka

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną