Dlaczego jutrzejsza sprawa o postanowieniach tymczasowych Trybunału Sprawiedliwości UE mogła spaść z wokandy? Możliwe, że na taktyczne życzenie rządu, który zalicza kolejne kolizje z Unią Europejską.
Komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders napisał ostatnio do ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego z prośbą w innej sprawie: chce, by Mateusz Morawiecki wycofał z Trybunału Przyłębskiej swój wniosek o uznanie nadrzędności polskiego prawa nad unijnym. Pytanie prawne, które zadała Izba Dyscyplinarna (a konkretnie skład pod przewodnictwem byłej prokurator Małgorzaty Bednarek), jest węższe, ale dotyczy tej samej materii: nieuwzględniania orzeczeń TSUE, który jako jedyny sąd ma prawo dawania wiążącej interpretacji unijnego prawa.
Czytaj też: Od dwuprawia do bezprawia
Krystyna Pawłowicz „emocjonalna i agresywna”
Premiera od razu odpowiedział, że wniosku nie wycofa. Ale przecież Trybunał Przyłębskiej nie musi się spieszyć z jego rozpatrzeniem. Może w ogóle się nim nie zajmować, a wycofany może zostać w przyszłości (np. przez następnego premiera). Sprawa pytania Izby Dyscyplinarnej, która miała być właśnie rozpatrywana, też mogła zostać taktycznie zdjęta z wokandy, żeby nie drażnić Brukseli.
Był po temu pretekst: w piątek rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar po raz drugi zwrócił się o wyłączenie ze składu sądzącego Krystyny Pawłowicz – jest jego przewodniczącą. RPO zwraca uwagę, że sędzia w mediach społecznościowych obrażała wiceszefową TSUE, nazywając ją „sabotażystką polityczną i sądową”, i sugerowała, że jest niepiśmienna.