Sprawa była gorąca, ponieważ w kwietniu 1961 r. w Jerozolimie rozpoczął się proces Eichmanna – zbrodniarza wojennego, który nadzorował akcję eksterminacji Żydów. Było to największe wydarzenie od czasów Norymbergi. Rok wcześniej Eichmann został uprowadzony przez Mosad – wywiad izraelski, i przewieziony z Buenos Aires, gdzie się ukrywał, do Izraela.
Jednym z ważnych dowodów w procesie mogły się stać właśnie wspomnienia Eichmanna. Wiedziano, że takowe są, ale nie wiadomo było, gdzie się znajdują. (Nie należy ich mylić z pamiętnikiem, jaki Eichmann napisał w więzieniu w Izraelu, a który został opublikowany przez władze izraelskie).
W latach 1957–1959 w niepozornym domku na przedmieściach Buenos Aires Adolf Eichmann prowadził długie dysputy. Jego rozmówcami byli dr Langner, Austriak, w czasie wojny pracownik niemieckiego wywiadu, oraz Wilhelm A. Sassen, Holender, ochotnik SS, po wojnie – dziennikarz. W sumie nagrali oni 68 taśm magnetofonowych. „Niech to wszystko, co tu powiedziałem, posłuży po mojej śmierci do badań, a póki żyję – nie chcę mieć z tym nic wspólnego. W żadnym wypadku nie pragnę wyjść z ukrycia na scenę” – mówił Eichmann. Taśmy zostały przepisane, a zapis ukryto.
Jak się okazało, jeden egzemplarz wspomnień znajdował się u brata Eichmanna, adwokata z Linzu (ten właśnie egzemplarz trafił do „Polityki”). Drugi był w posiadaniu syna Eichmanna – Dietera, który w 1960 r., po uprowadzeniu ojca, zaoferował go neohitlerowskiemu wydawnictwu Druffel Verlag koło Monachium. Wybrane fragmenty tego egzemplarza ukazały się w wielkim tygodniku amerykańskiem „Life”, który przedstawił je raczej jako ciekawostkę i na tym publikacji zaprzestał.
Po 45 latach, w czerwcu 2006 r., po ujawnieniu przez CIA 27 tys. dokumentów dotyczących zbrodni hitlerowskich, okazało się, że wywiad amerykański wywierał presję na tygodnik „Life”, aby z rewelacjami Eichmanna się nie afiszować. Chodziło o interesy USA w Niemczech, gdzie byli członkowie SS współpracowali z wywiadem amerykańskim w ramach zimnej wojny, a niektórzy zbrodniarze hitlerowscy, jak dr Hans Globke, szef Urzędu Kanclerskiego u Konrada Adenauera, zajmowali wysokie stanowiska w rządzie i gospodarce. Dopiero publikacja w „Polityce” zwróciła uwagę świata na wspomnienia Eichmanna. Fakt, że tylko dwie gazety weszły w posiadanie takiego materiału („Life” we fragmentach i „Polityka” w całości), katapultował nasz tygodnik na międzynarodową orbitę. Po raz pierwszy w zagranicznych mediach pojawił się tytuł „Polityka”.
Jak wyznania Eichmanna znalazły się w „Polityce”? Po prostu, mój przyjaciel Thomas Harlan, młody niemiecki antyfaszysta, z którym przyjaźniłem się od kilku lat, przekazał mi je w 1961 r. mówiąc: „zrób z tym, co chcesz”. Mieliśmy w ręku bombę.
32-letni wówczas Thomas Harlan był poetą i dramaturgiem. Nasza znajomość zaczęła się kilka lat wcześniej w 1958 r. w Berlinie, gdzie moja ciotka Anna Prawin była dyrektorem Ośrodka Kultury Polskiej. Kiedy ja odwiedzałem ciotkę, mnie odwiedził redakcyjny kolega i późniejszy wieloletni przyjaciel Andrzej Krzysztof Wróblewski.
Razem z Wróblem trafiliśmy na premierę sztuki Thomasa Harlana „Ich selbst und kein Angel” w reżyserii Konrada Swinarskiego, w Kongresshalle, w sektorze amerykańskim, gdzie grano ją kilkadziesiąt razy. Swinarski, słynny polski reżyser, był uczniem i współpracownikiem Brechta. Miał w jego teatrze mocną pozycję, a sztuka młodego niemieckiego autora o powstaniu w Getcie Warszawskim była wówczas w Berlinie wydarzeniem.
Kinoteatr Trzeciej Rzeszy
Thomas Harlan jest synem aktora i reżysera hitlerowskiego Veita Harlana (1899–1964). Ze względu na kunszt i oddanie reżimowi hitlerowskiemu można porównać go tylko z dokumentalistką Leni Riefenstahl (1902–2003). Veit Harlan był synem dramaturga Waltera Harlana, a kształcił się i debiutował u samego Maxa Reinharda. Brał udział w I wojnie światowej, po demobilizacji powrócił do teatru, ożenił się z aktorką Hildą Koerber i miał z nią troje dzieci, w tym mojego późniejszego przyjaciela Thomasa.
W 1933 r. ojciec Thomasa zaangażował się po stronie narodowych socjalistów. Nakręcił film „Sonata Kreutzerowska”, który był sukcesem kasowym, a następnie słuszny ideologicznie film „Der Herrscher” (1937 r.), za który otrzymał nagrodę państwową. Jego kolejne filmy to już monumentalne melodramaty propagandowe, wśród nich – nakręcony na zamówienie Goebbelsa „Żyd Suss”. Veit Harlan był scenarzystą i reżyserem, a jego kolejna żona (szwedzka aktorka Cristina Soederbaum) grała w tym filmie jedną z głównych ról. Ten najbardziej kompromitujący film Harlana-ojca, pokazywany przez hitlerowców w całej okupowanej Europie dla poparcia polityki „odżydzania”, stał się po II wojnie jednym z głównych punktów oskarżenia przeciw jego twórcy.
Po wojnie Veit Harlan był kilkakrotnie aresztowany i sądzony. Został oskarżony o antysemityzm i zbrodnie przeciwko ludzkości. Bronił się, że do reżyserowania „Żyda Sussa” został zmuszony, a jego dzieła zostały nadużyte. Wszystkie procesy zakończyły się jego uniewinnieniem i w 1951 r. Harlan powrócił do pracy. Nakręcił jeszcze kilka filmów w latach 50. Aczkolwiek potwierdzały one jego umiejętności reżyserskie, to były bojkotowane, a ich projekcjom towarzyszyły pikiety i demonstracje. Zmarł na Capri w 1964 r., a dwa lata później ukazała się jego autobiografia, „W cieniu moich filmów”, przetłumaczona na kilka języków.
Takiego ojca miał Thomas Harlan. Można powiedzieć, że wychował się na dworze Trzeciej Rzeszy. W dzieciństwie poznał Hitlera, Goebbelsa, był w Hitlerjugend. Dla młodego człowieka dorastanie w takim domu i pod takim nazwiskiem (którego nigdy nie zmienił) musiało być bardzo trudne. Nic dziwnego, że po ukończeniu liceum jako osiemnastoletni chłopak zrywa z rodziną i wyjeżdża w 1948 r. do Paryża, gdzie studiuje matematykę i filozofię. Było to zerwanie nie tylko z bliskimi, ale również z językiem ojczystym. Kiedy zacznie pisać wiersze i prozę (z wyjątkiem sztuki „Ich selbst und kein Angel”, która ze względu na temat – Getto Warszawskie – i perspektywę wystawienia w Berlinie została napisana po niemiecku), przez następnych kilkadziesiąt lat będzie pisał w języku francuskim. W 1960 r. po raz pierwszy przyjechał do Polski, by zbierać dowody przeciwko hitlerowcom przebywającym na wolności, a nawet zajmującym odpowiedzialne stanowiska w RFN, i gromadzić materiały do książki „Czwarta Rzesza”.
Ślusarze otwierają protokoły
Thomas zerwał z ojczyzną, przez całe swoje dorosłe życie był czynnym antyfaszystą, a nawet lewackim anarchistą. Nawiązał kontakty z Międzynarodowym Komitetem Oświęcimskim z siedzibą w Wiedniu, którego sekretarzem był Hermann Langbein, były więzień Auschwitz i były komunista, który zerwał z partią po pacyfikacji Budapesztu w 1956 r. Przez swoje lewicowe i antyfaszystowskie przekonania oraz działalność oświęcimską wywarł silny wpływ na Harlana. Obaj przyjeżdżali do Polski szperać w dokumentach z czasów okupacji hitlerowskiej. Zwłaszcza interesowało ich tropienie byłych hitlerowców zamieszkałych po wojnie w RFN. W Polsce badali ich przeszłość, a w Niemczech – ich teraźniejszość.
To właśnie od Langbeina dowiedział się Harlan o istnieniu wspomnień Eichmanna, które znane były jako Protokoły Sassena, od nazwiska jednego z dwóch rozmówców Eichmanna – Wilhelma Sassena.
Niemieccy antyfaszyści, tacy jak Harlan, nie liczyli na to, że Eichmann w czasie procesu będzie sypał. Postanowili mu pomóc.
Langbein i jego towarzysze w ścisłej tajemnicy zorganizowali wśród byłych więźniów Auschwitz grupę ślusarzy, która dostała się do mieszkania w Linzu i wykradła pamiętniki. Ich fotokopię Langbein przywiózł do Polski i wręczył Harlanowi. Obaj uważali, że w Polsce papiery Sassena będą bezpieczne, poza zasięgiem byłych funkcjonariuszy lub przyjaciół Eichmanna. Uznali także, iż w naszym kraju znajdują się najbogatsze – poza Niemcami – źródła dotyczące Holocaustu i że tu najłatwiej uzyskają pomoc w opracowaniu pamiętników.
Thomas z wielką pasją zabrał się do opracowywania wspomnień Eichmanna, które liczyły 1258 stron maszynopisu. Chociaż wiele występujących tu nazwisk było znanych przedtem, a powojenne losy wielu hitlerowców zostały prześledzone przez ludzi takich jak Langbein, Wiesenthal czy sam Harlan, jak również instytucje polskie i izraelskie, to i tak było to zadanie gigantyczne.
Ciepłe gniazdko Czwartej Rzeszy
Wspomnienia Eichmanna były też ważne dla prowadzonych przez Thomasa prac nad książką „Czwarta Rzesza”. Harlan znalazł w Polsce odpowiedni klimat, ludzi oraz infrastrukturę (partyjne wydawnictwo Książka i Wiedza), które pozwoliły mu pracować nad tą książką. Miało to być wielkie oskarżenie Zachodu, zwłaszcza RFN – owej właśnie Czwartej Rzeszy.
Praca nad setkami przypisów, objaśniających who is who, wymagała całego zespołu ludzi, który w porywach liczył kilkanaście osób, w tym – co w owych czasach było rzadkością – cudzoziemców. Część z nich przyjechała z Harlanem, część przysłało włoskie wydawnictwo Feltrinelli, części (plus infrastruktura – lokal, sekretarki, biuro) dostarczyła Książka i Wiedza. Przedsięwzięcie było międzynarodowe – poważny wkład finansowy wniósł znany wydawca włoski Giangiacomo Feltrinelli z Mediolanu.
Nasuwa się pytanie: jak takie przedsięwzięcie było możliwe w państwie policyjnym, jakim niewątpliwie była Polska Ludowa? Panowała przecież oficjalna nieufność wobec kontaktów z Zachodem. Jak spoglądała na tę współpracę Służba Bezpieczeństwa? Najwięcej miałby na ten temat do powiedzenia ówczesny prezes partyjnego wydawnictwa Książka i Wiedza, stary komunista Juliusz Burgin, w swoim czasie wysoki funkcjonariusz MBP, ambasador w Chinach, a w życiu prywatnym mąż Marii Wiernej, która w pewnym okresie zajmowała odpowiedzialne stanowisko dyrektora generalnego MSZ. Wszystko to musiało być oplecione pajęczyną SB. Władze zezwalały na wiele, oczekując zapewne, że „Czwarta Rzesza” będzie poważnym argumentem w walce politycznej z RFN.
Harlan, jako człowiek o poglądach radykalnie lewicowych, które z czasem miały go wręcz doprowadzić do fascynacji takimi organizacjami jak Lotta Continua we Włoszech czy grupa Baader Meinhoff w RFN, czuł się w Polsce dobrze. Miał warunki do pracy, o jakich nie mógł nawet marzyć we Francji czy w RFN. Mieszkał w pensjonacie dla cudzoziemców Zgoda przy ul. Szpitalnej, w pobliżu miał biuro w Książce i Wiedzy, znał ludzi na stanowiskach i z towarzystwa, wśród jego dobrych znajomych byli Jerzy Andrzejewski, Adolf Rudnicki, Józef Hen, osoby w Warszawie znane i szanowane. Pokazywał się w towarzystwie młodej, pięknej plastyczki Grażyny Hase, której fotografię miał ze sobą w klinice, w której odwiedziłem go 40 lat później. Potem związał się z pisarką Krystyną Żywulską, byłą więźniarką Oświęcimia.
Wyznania mordercy
„Jeszcze pięć miesięcy temu oryginał tego maszynopisu znajdował się w domu Wery Eichmann (żony) w Argentynie. W dzisiejszym numerze »Polityki« rozpoczynamy druk najciekawszych fragmentów” – pisaliśmy z dumą, gwarantując autentyczność wyznań, ale i nie ujawniając, w jaki sposób weszliśmy w ich posiadanie: „Tekst ten zdobyto w sytuacji dla nas niedwuznacznej i nie budzącej żadnych wątpliwości, komu zabiera się ten stenogram. (…) Zwlekaliśmy z publikacją, postanawiając sprawdzić, czy istnienie tego dokumentu w rękach prokuratury (izraelskiej) zmieni dotychczasową metodę oskarżenia, czy rzuci światło na osoby wymienione przez Eichmanna. Ale jak długo można czekać?”.
Rozpoczęliśmy publikację „Wyznań mordercy”, zaopatrzoną w niezliczone i pracowicie zgromadzone przez Harlana przypisy, swoiste dossier sprawców Zagłady. Oto próbka:
Wilhelm Hoettl – zastępca szefa Urzędu VI (zagranicznego) RSHA (Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy). Przez pewien czas szef kontrwywiadu niemieckiego w Budapeszcie i w Wiedniu. Po wojnie pracował w wywiadzie amerykańskim. Obecnie (tj. 1961 r. – przyp. aut.) dyrektor szkoły w Alt Aussee.
Kurt Becher – szef wydziału gospodarczego SS na Węgrzech. Autor „propozycji” złożonej przedstawicielom gminy żydowskiej w Budapeszcie: 1 mln Żydów za 10 tys. ciężarówek. Dziś właściciel hurtowni Kurt A. Becher w Bremen.
Franz Alfred Six – przez pewien czas przełożony Eichmanna, po wojnie dyrektor fabryki w Bonn, aresztowany przed kilkoma miesiącami.
Ludwig Hahn – komendant policji w Warszawie, kierował deportacjami do Treblinki. Do 1960 r. – radca prawny w Hamburgu. Aresztowany przed kilkoma miesiącami.
Arpat Wigand – komendant policji i SS w Warszawie. Dziś na wolności w Monachium.
Teodor Grel – najbliższy współpracownik Eichmanna w Budapeszcie. Nigdy nie sądzony. Dziś sprzedawca kas pancernych w Breitbrunne, Bawaria, RFN.
Eberhardt von Thadden – kierownik wydziału w MSZ Rzeszy, wraz z Reichmannem organizował deportację Żydów, nigdy nie sądzony. Dziś przemysłowiec w Kolonii.
Emil Puhl – wiceprezes Banku Rzeszy. Dziś bankowiec w Hamburgu.
Hans Globke – szef Wydziału Spraw Wewnętrznych i Obywatelskich w MSW III Rzeszy. Twórca i komentator ustaw norymberskich. Koronny świadek oskarżenia w procesach norymberskich. Do 1949 r. pracownik władz miejskich w Aachen. Dziś sekretarz stanu w Urzędzie Kanclerskim RFN. Nigdy nie sądzony.
Otto Ambros – dr, dyrektor zakładów IG Farben Bunawerke w Monowicach k. Oświęcimia. Dziś członek rady nadzorczej Scholven-Chemie w Mannheim, RFN.
Takich i podobnych przypisów już w I odcinku wspomnień Eichmanna zamieściliśmy 51, w sumie – ponad sto. Ich prawdziwość nie została nigdy zakwestionowana.
45 lat później
7 czerwca 2006 r. w mediach światowych pojawiła się wiadomość o odtajnieniu w USA dokumentów, z których wynikało, że wywiad amerykański, na długo przedtem, zanim zlokalizował go wywiad izraelski, wiedział, gdzie ukrywa się Eichmann. Amerykanie – wedle tych dokumentów – nie byli jednak wtedy zainteresowani zdemaskowaniem Eichmanna, ponieważ obawiali się, że postawiony przed sądem zacznie sypać swoich dawnych wspólników, którzy robią karierę w RFN. Kompromitacja młodej republiki nie leżała w interesie budowy demokracji w Niemczech Zachodnich.
„Teraz wiemy już o współpracy tajnych służb niemieckich i amerykańskich w ukrywaniu zbrodniarzy nazistowskich – pisze dziennikarka i pisarka Liane Dirks we „Frankfurter Rundschau”. – I to nie byle pionków niskich rangą, ale jednego z najgorszych – Adolfa Eichmanna. Nie tylko ułatwiano im ucieczkę i znano ich kryjówki, których nie wydawano, ale tych dobrze przygotowanych panów odwracano, czyniąc z nich własnych szpiclów”. Dirks wysuwa tezę, że „Polityka” przerwała publikację wyznań Eichmanna z powodu nacisków CIA na PRL.
Dobrze pamiętam, że publikację zakończyliśmy po pięciu tygodniach z własnej woli. W ubiegłym roku spotkałem się z Thomasem Harlanem, który ciężko chory przebywał w klinice w Bawarii. O hipotezie Dirks mówi, że to nonsens: – Przecież od początku przewidywaliśmy 4–6 odcinków.
O ile zakończenie publikacji w „Polityce” było wynikiem decyzji samej redakcji, o tyle motywy zaprzestania w Polsce prac nad przygotowaniem „Czwartej Rzeszy” i współpracy z wydawnictwem Feltrinelli pozostają niejasne. Wiele wskazuje na to, że wyczerpała się cierpliwość obu stron, przy silnym nacisku SB. Harlan należy do tych ludzi, których projekty rosną wraz z ich realizacją. Sponsorzy mieli dość, ale Harlan nie. Miał przed sobą jeszcze długą karierę pisarską i filmową, reżyserował filmy dokumentalne i paradokumentalne, pisał powieści, ale „Czwarta Rzesza” nigdy się nie ukazała.