Dzieje się to, co było do przewidzenia: neosędziowie Izby Dyscyplinarnej nie zamierzają słuchać pierwszej prezes SN Małgorzaty Manowskiej, która w zarządzeniu apelowała do nich o powstrzymanie się od sądzenia spraw sędziowskich, które już mają na wokandzie. W czwartek jednoosobowo były prokurator delegowany do Prokuratury Krajowej, neosędzia Jarosław Duś uznał, że nie obowiązuje go zabezpieczenie tymczasowe wydane przez TSUE ani tym bardziej apel Manowskiej.
Czytaj także: Kaczyński o likwidacji Izby Dyscyplinarnej. To gra na czas?
W Izbie Dyscyplinarnej porównują się do obrońców Westerplatte
Duś nie zawiesił immunitetu sędzi z Myśliborza, żeby mogła ją – prywatnym aktem oskarżenia, za pomówienie – ścigać prywatna osoba. Powołał się przy tym na wyrok Trybunału Przyłębskiej (wydany z udziałem dublera), że Polski nie wiążą postanowienia tymczasowe TSUE wydane ultra vires (z przekroczeniem kompetencji TSUE), za jakie Trybunał Przyłębskiej uznał postanowienia dotyczące wymiaru sprawiedliwości.
Tu akurat zgodził się z pierwszą prezes SN, która wielokrotnie już oświadczała, na piśmie i w wypowiedziach dla mediów, że nie uznaje prawa TSUE do wypowiadania się w sprawach polskiego wymiaru sprawiedliwości. A mimo to tydzień wcześniej wydała zarządzenia, żeby cała nowa korespondencja do Izby Dyscyplinarnej trafiała do niej (do 15 listopada).