Na ogół jest tak, że zawiesza się to, co jeszcze nie wisi, ale zdarzają się problemy z interpretacją tej zasady. 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny, formalnie o północy z 12/13, ale rzecz ogłoszono dopiero o 6 rano przez radio, a w TVP parę godzin później. Spowodowało to zamieszanie, np. p. J. Kaczyński dowiedział się o tym wydarzeniu w kościele, gdy uczestniczył w niedzielnym nabożeństwie. Dekret o stanie wojennym uznawał za przestępstwo kontynuowanie działalności związkowej. Notabene zachodzi pewna analogia pomiędzy dzisiaj a wtedy, gdyż wówczas chodziło o zakaz działań „Solidarności”, aczkolwiek ujęto to znacznie ogólniej, a teraz nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji ma uderzyć tylko w TVN, chociaż opowiada się o wymaganiach wobec nadawców.
Wracając do „wtedy”: oskarżano wówczas ludzi (ciekawe, czy p. prokurator Piotrowicz brał w tym udział, oczywiście jako obrońca) o kontynuację nielegalnej działalności związkowej czynionej w nocy z 12 na 13, tj. przed oficjalnym ogłoszeniem stanu wojennego. Jeden z wrocławskich adwokatów skwitował to w ten sposób, że podstawą oskarżenia jest zawieszenie tego, co jeszcze nie wisiało. Kontekst tej wypowiedzi ujawnia jej głębszy sens.
Pani Manowska, pierwsza prezes Sądu Najwyższego, zawiesiła Izbę Dyscyplinarną SN (ID). TSUE orzekł 15 lipca, że system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w Polsce nie jest zgodny z prawem UE, a dzień wcześniej wiceprezes tego trybunału wezwał Polskę do bezzwłocznego wstrzymania stosowania przepisów dotyczących uprawnień nieuznawanej ID.