Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kłopoty Ziobry. Sędziowie się nie boją i robią swoje

Mimo pięciu lat wzmożonych wysiłków władzy PiS i jego „przystawek” nie udało się przejąć sądownictwa w Polsce. Na zdjęciu: minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro Mimo pięciu lat wzmożonych wysiłków władzy PiS i jego „przystawek” nie udało się przejąć sądownictwa w Polsce. Na zdjęciu: minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro Łukasz Błasikiewicz / Kancelaria Sejmu RP
To powoduje, że mimo pięciu lat wzmożonych wysiłków władzy PiS i jego „przystawek” nie udało się przejąć sądownictwa w Polsce.

UE wstrzymuje – przynajmniej na razie – miliardowe dotacje dla Polski z postpandemicznego Funduszu Odbudowy. Komisja Europejska przyhamowała porozumienie na miliardy euro w ramach tzw. Krajowego Planu Odbudowy z powodu kwestionowania przez polski rząd pierwszeństwa prawa unijnego nad krajowym. Tymczasem polscy sędziowie robią swoje: stosują unijne prawo i wyroki TSUE kwestionowane przez władzę. Coraz goręcej robi się też w stworzonej przez PiS Izbie Dyscyplinarnej.

Czytaj też: Czarny sen PiS. W grze o miliardy euro wszystkie asy ma Bruksela

Sędziowie się nie boją

Właśnie sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia Marta Pilśnik zwolniła z aresztu siedzącego tam od roku prokuratora Andrzeja Z., oskarżonego o korupcję i utrudnianie śledztwa. Uznała, że uchylenie mu immunitetu jest nieważne, bo zrobiły to osoby z Izby Dyscyplinarnej SN, które nie zostały prawidłowo powołane, a więc nie są sędziami.

Wcześniej sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Jacek Tyszka złożył pisemne oświadczenie, że odmawia orzekania wspólnie z sędziami powołanymi z udziałem utworzonej przez partię Kaczyńskiego nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Było to po lipcowym orzeczeniu TSUE, w którym zakwestionował on legalność powołań sędziów z udziałem neo-KRS. Na to zareagował wiceprezes tego sądu i zastępca rzecznika dyscyplinarnego Przemysław Radzik, stwierdzając na piśmie, że tym samym Tyszka zrzekł się stanowiska sędziego. Oświadczenie Radzika nie ma wprawdzie mocy prawnej, ale on sam może je wcielić w życie, wstrzymując przydzielanie sędziemu Tyszce spraw. Byłoby to nielegalne.

Rzecznik Radzik jest też bohaterem innej sprawy: zażądał od prezesa Sądu Okręgowego w Częstochowie odsunięcia od orzekania sędziego Adama Synakiewicza za to, że uchylił wyrok wydany przez sędziego powołanego z udziałem neo-KRS. Synakiewicz w tej akurat sprawie orzekał jednoosobowo, ale wcześniej zgłaszał zdania odrębne od wyroków, sądząc w składach trzyosobowych – także kwestionując status neosędziów. Rzecznik Radzik zakwalifikował wyrok Synakiewicza jako przestępstwo nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza i – być może obawiając się, że wobec częściowego zawieszenia Izby Dyscyplinarnej SN nie uda się w bliskiej przyszłości pozbawić Synakiewicza immunitetu – zwrócił się do prezesa Sądu Okręgowego w Częstochowie Rafała Olszewskiego o odsunięcie go od orzekania. Prezes Olszewski nie podzielił jednak oceny Radzika i sędziego nie odsunął.

Tak oto mimo kontestowania przez władze wyroków i postanowień TSUE dotyczących wymiaru sprawiedliwości wyroki te są jednak wykonywane – przez sędziów. Mimo gróźb odpowiedzialności dyscyplinarnej czy karnej.

Czytaj też: Wyroki TSUE i TK Julii Przyłębskiej. Eskalacja w „wojnie trybunałów”

Bulgocze w pisowskim młocie

Ale to nie wszystko. Bulgocze także w częściowo zawieszonej Izbie Dyscyplinarnej, czyli pisowskim młocie na niezależnych sędziów. Znany w środowisku akademickim oryginał prof. Jan Majchrowski, jeden z neosędziów, wydał właśnie oświadczenie, w którym ogłasza „protest”. Protest polegać będzie na odmawianiu orzekania. Nie dlatego, że chce uszanować wyrok TSUE, ale przeciwnie: dlatego, że nie chce go uszanować, a pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska z prezesem Izby Dyscyplinarnej Tomaszem Przesławskim zmuszają go do uszanowania i nie dają orzekać. „Jestem zmuszony do zaprotestowania przeciwko tym działaniom w formie możliwie najbardziej kategorycznej, tj. poprzez odstąpienie od orzekania we wszelkich sprawach do czasu przywrócenia w Sądzie Najwyższym, w tym w Izbie Dyscyplinarnej SN, stanu zgodnego z polskim prawem, konstytucją i pełnym poszanowaniem dla suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej” – pisze prof. Majchrowski w sobie właściwym stylu.

Z dalszej części oświadczenia wywnioskować można, że wraże działania wobec niego polegają na zablokowaniu akt spraw, w których wyznaczony był do składu orzekającego. To – przypomnijmy – była próba częściowego wykonania przez Manowską wyroku TSUE: zatrzymywać w szufladzie wpływające sprawy. O tych, które już wpłynęły do Izby Dyscyplinarnej, decydować miał prezes Przesławski. Jak widać z protestu neosędziego Majchrowskiego, jednak je blokuje mimo uprzedniego oświadczenia, że nie uznaje wyroku TSUE.

Okazuje się, że na tym tle zrodził się w SN dramatyczny konflikt. Majchrowski dzielnie walczył o akta: „Gdy wreszcie udało mi się uzyskać dostęp do akt sprawy wspomnianego sędziego, którego sprawę miałem sądzić jako przewodniczący składu, wyznaczyłem kolejną rozprawę w jego sprawie dyscyplinarnej. (…) Po wyznaczeniu terminu rozprawy w rzeczonej sprawie dyscyplinarnej sędziego, co zostało wówczas określone w prasie jako »rzucenie wyzwania TSUE«, rozpoczęły się działania mające doprowadzić do uniemożliwienia przeprowadzenia tej rozprawy. Mogę tu wymienić pismo Prezesa Izby Dyscyplinarnej z jasną sugestią popartą określonym zarządzeniem, czy stanowisko sędziego sprawozdawcy, który żądał zdjęcia sprawy z wokandy, zaznaczając, że nie weźmie w niej udziału. Decyzji nie zmieniłem. Wówczas pojawił się nowy przepis Regulaminu Sądu Najwyższego, a w tym samym dniu, w którym wszedł on w życie, sędzia sprawozdawca wydał zarządzenie o zdjęciu tej sprawy z wokandy na jego podstawie. Działając jako przewodniczący składu, zarządzenie to uchyliłem, gdyż nawet ów nowy przepis nie dawał sędziemu sprawozdawcy kompetencji do zdejmowania z wokandy wyznaczonych rozpraw, i nakazałem przywrócenie stanu poprzedniego. Obecnie otrzymałem kolejne zarządzenia: o pozbawieniu mnie funkcji przewodniczącego składu orzekającego w tej sprawie i odstąpieniu od wykonania moich zarządzeń, tak by rozprawa ta obecnie w ogóle nie mogła się odbyć. Identyczna sytuacja miała miejsce także w należącej do mojego referatu sprawie dyscyplinarnej kolejnego sędziego, a szafy w prezesowskich gabinetach muszą być pełne innych sędziowskich spraw, próżno czekających na rozpoznanie”.

Całkiem nieźle panie i panowie neosędziowie w Izbie Dyscyplinarnej walą się po głowach. I zapewne wbrew własnej woli częściowo czynią zadość wyrokowi TSUE.

Czytaj też: Jak UE będzie strzec miliardów z Funduszu Odbudowy

Dlaczego frankowicze muszą poczekać

Na tym nie koniec. Dzięki postawie „starych” sędziów Izby Cywilnej SN nie powiódł się też plan prezes Manowskiej, aby zmusić do orzekania razem sędziów i neosędziów. Zadała ona całemu składowi Izby Cywilnej pytanie prawne na tle sprawy frankowej. Dotychczasowy prezes tej Izby Dariusz Zawistowski nie wyznaczał składów mieszanych, żeby ograniczyć liczbę wyroków, które mogą być kwestionowane z powodu udziału neosędziów.

Starzy sędziowie nie dali się Manowskiej zmusić do wydania wyroku z neosędziami. W czwartek zamiast wyroku przegłosowali uchwałę o zwróceniu się do TSUE z pytaniami prawnymi, w których kwestionują prawomocność powołania neosędziów. Tak więc do czasu osądzenia sprawy przez TSUE pytanie prezes Manowskiej o kredyty frankowe jest zawieszone. Wymuszonego wspólnego orzeczenia – nie ma.

Sędziowie robią swoje. To powoduje, że mimo pięciu lat wzmożonych wysiłków władzy PiS nie udało się przejąć sądownictwa w Polsce.

Czytaj też: Wojna PiS z UE może być jeszcze droższa

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną