Olaf Scholz, nowy kanclerz Niemiec, przyjechał do nas cztery dni po zaprzysiężeniu. Z Paryżem czy Brukselą oczywiście konkurować nie mogliśmy, ale tak szybka wizyta pokazuje, jak ważna jest dla Niemiec Polska, bez względu na liczbę spornych kwestii.
Czytaj także: Olaf Scholz zastąpił Angelę Merkel. Kanclerz z rozsądku
Scholz i Morawiecki podkreślali to, co łączy
Pierwsza wizyta Scholza w Warszawie pokazała, że zmiana na szczytach władzy w Niemczech nie oznacza żadnej rewolucji w polsko-niemieckich stosunkach. Co prawda premier Mateusz Morawiecki na wspólnej konferencji mówił o nowym rozdziale, ale w rzeczywistości zmieni się niewiele.
Na użytek wewnętrzny PiS wciąż Niemcami będzie straszył. Symptomatyczna była już reakcja Jarosława Kaczyńskiego, który miał oskarżyć nowy rząd niemiecki o plan budowy „IV Rzeszy”. Czerwono-żółto-zielona koalicja w swoim traktacie zapisała dążenie do budowy europejskiego państwa federalnego, co na eurosceptyczną ekipę rządzącą Polską zadziałało jak płachta na byka. Zupełnie niepotrzebnie, bo w rzeczywistości dla Niemiec to raczej plan bardzo odległy i mający przede wszystkim świadczyć o wadze proeuropejskiej polityki. Z takiej postawy należałoby się raczej cieszyć, bo komu jak komu, ale nam powinno wyjątkowo zależeć, by Niemcy czuły się nierozerwalnie związane z Unią.