We wtorek późnym wieczorem na stronie Sejmu pojawił się – podobno zaakceptowany przez Komisję Europejską – projekt zmiany przepisów dotyczących odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. Podpisany przez posłów PiS. Podobno uchwalenie go w tym kształcie i podpisanie przez prezydenta Andrzeja Dudę ma odblokować pieniądze z KPO.
Nowe prawo, podobnie jak poprzedni projekt prezydencki zwany w Brukseli „ustawą Dudy”, bynajmniej nie przywraca moim zdaniem praworządności. W dodatku wygląda na to, że jest sprzeczny z konstytucją. Więc powstaje dylemat: uznać, że przynajmniej na razie wystarczy tyle, i brać pieniądze, czy pryncypialnie odrzucić projekt jako kolejny po „ustawie Dudy” pretekst dla Unii do zakończenia tego etapu sporu z polskim rządem? Ale wtedy to nie będzie autentyczna próba przywrócenia praworządności.
Pieniądze są potrzebne. Praworządność też. Pewnie nawet bardziej, bo bez praworządności nie mamy gwarancji, czy miliardy euro z KPO np. nie powyciekają lub nie zostaną podzielone sprawiedliwie.
Jerzy Baczyński: Między kompromisem a kompromitacją
Co jest w pisowskiej ustawie? Czy jest zgodna z konstytucją?
Cała zmiana w stosunku do poprzedniego projektu prezydenckiego, który obowiązuje niespełna pół roku, polega na tym, że sprawami dyscyplinarnymi, w których jest zarzut popełnienia przez sędziego umyślnego przestępstwa ściganego z oskarżenia publicznego, zajmować się ma Naczelny Sąd Administracyjny, a nie Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego (następczyni Izby Dyscyplinarnej).