Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dymisja najważniejszych polskich generałów. Fatalny moment dla naszego bezpieczeństwa

Pl. Piłsudskiego w Warszawie, lipiec 2021 r. Prezydent Andrzej Duda, gen. Tomasz Piotrowski, gen. Rajmund Andrzejczak i szef MON Mariusz Błaszczak. Pl. Piłsudskiego w Warszawie, lipiec 2021 r. Prezydent Andrzej Duda, gen. Tomasz Piotrowski, gen. Rajmund Andrzejczak i szef MON Mariusz Błaszczak. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Doszło do tego, że jako obywatele możemy dziś rano czuć się mniej bezpieczni niż jeszcze wczoraj wieczorem. Jesteśmy w sytuacji głębokiej destabilizacji systemu dowodzenia.

Informacja o dymisjach szefa sztabu generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmunda Andrzejczaka i dowódcy operacyjnego rodzajów sił zbrojnych gen. broni Tomasza Piotrowskiego, którą jako pierwsza podała „Rzeczpospolita”, sprawia, że wszyscy dziś są zaniepokojeni i zaskoczeni. Może nie tyle samą treścią tej decyzji, czyli chęcią odejścia, ile momentem, w którym się o tym dowiadujemy.

Czytaj też: Rosyjska rakieta pod Bydgoszczą. Mamy bitwę na górze, Błaszczak kłóci się z generałami

Za dużo upolitycznienia wojska przez władzę

To, że gen. Piotrowski mógł chcieć odejść, nie było tajemnicą. O tym, że gen. Andrzejczak mógł się czuć na cenzurowanym, też się mówiło. I on sam zapewne przeczuwał, że może nie doczekać do końca swojej kadencji w przyszłym roku.

Nie wiemy jednak, jaka jest treść złożonych wniosków, nie wiemy, jakie są oficjalne powody. W obiegu jest już kilka domysłów i spekulacji: od kwestii personalnych po związane z wojskowym szkoleniem i ćwiczeniami. Niezależnie od powodu jest to fatalny moment, który wprowadza na wielu szczeblach niestabilność, podważa zaufanie do sił zbrojnych, a także, a może przede wszystkim, do ich cywilnego kierownictwa.

Sami generałowie, którzy są wojskową elitą, a w cywilnym świecie równie dobrze mogliby być wysokiej klasy menedżerami lub profesorami na najlepszych uczelniach, musieli wiedzieć, że ich decyzja będzie wpisywała się w świat polityki. Za dużo było upolityczniania wojska w tej kampanii wyborczej i te dymisje podsycają to zjawisko.

Czytaj też: Incydent w Przewodowie i co dalej? Cztery bolesne lekcje dla PiS

Dziś możemy czuć się mniej bezpieczni

Trzeba dodać, że to nie jest tak, że nagle zostaliśmy pozbawieni dowództwa. Generałów obowiązuje okres wypowiedzenia. Mogli złożyć papiery i ten termin biegnie, ale cały czas pełnią swoje obowiązki. Stanowiska nie zostały opuszczone. System dowodzenia funkcjonuje, choć jego wiarygodność doznała szwanku.

Niezależnie od tego, kiedy dowiemy się o prawdziwych powodach tych dymisji i czy w ogóle się dowiemy, teraz czeka nas fala domysłów, spekulacji, a nawet fake newsów, które mogą wprowadzać destabilizację bezpieczeństwa narodowego.

Doszło do tego, że jako obywatele możemy dziś rano czuć się mniej bezpieczni niż jeszcze wczoraj wieczorem. To były osoby, które występowały w pozycji stabilizatorów systemu. Ich wypowiedzi, obecność publiczna upewniała nas, że niezależnie od tarć i różnych manipulacji politycznych wojskiem mamy na szczycie osoby mądre i spokojne.

Co się mogło stać? To tylko domysły. Być może generałowie mieli wiedzę, że minister Mariusz Błaszczak „coś odpali”, bo przecież w czasie kampanii przesuwał granice tego, co jest dopuszczalne, czasem je przekraczał. Mógł to więc być swego rodzaju „atak wyprzedzający” ze strony oficerów. O tym, że nie jest dobrze między nimi a szefem MON, było przecież wiadomo. A być może zawiodło ich wyczucie? Każda z tych hipotez wydaje się fatalna.

Głęboka destabilizacja systemu dowodzenia

Ten brak chemii utrzymywał się od dawna. Najbardziej drastycznie na te stosunki nałożył się incydent z tzw. ruską rakietą, przypadkowo znalezioną pod Bydgoszczą, jak się okazało, wcześniej zauważoną, której poszukiwaniom towarzyszyły dziwne okoliczności. W finale szef MON odpowiedzialnością całkowicie obciążył dowódcę operacyjnego gen. Piotrowskiego, przeprowadziwszy podobno jakieś niejawne postępowanie.

To wywołało bardzo złe wrażenie nie tylko w Polsce, ale i na zewnątrz. Włączył się ze wsparciem prezydent Andrzej Duda, doszło do zgniłego kompromisu. Błaszczak przestał się domagać dymisji, a generałowie milczeniem pomijali kłopoty we współpracy z MON. Mieliśmy złudne poczucie, że sytuacja uległa normalizacji. Ale pod pokrywką się gotowało, aż dziś wybuchło.

Wyznaczenie tej rangi dowódców należy teraz do prezydenta, czyli zwierzchnika sił zbrojnych. To jest też cios w niego albo być może jakaś demonstracja. Duda będzie musiał, we współpracy z MON, wynegocjować następców dwóch generałów, których kadencje kończyły się w przyszłym roku. Zapewne były już wstępne ruchy, jakaś selekcja.

Tak czy owak, jesteśmy dziś w sytuacji głębokiej destabilizacji systemu dowodzenia w polskim wojsku. Można wręcz mówić o wojnie, w której ofiarami padają nie tylko oficerowie, ale i poczucie bezpieczeństwa Polaków.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną