Służby specjalne wpływają na politykę, wykorzystując swoje uprawnienia i nadużywając władzy. Mają wśród polityków agenturę, używają współpracujących z nimi dziennikarzami do puszczania w obieg sfałszowanych informacji. Tak twierdzi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” tzw. agent Tomek, czyli Tomasz Kaczmarek. Za pierwszych rządów PiS był agentem pod przykryciem, a potem posłem partii Jarosława Kaczyńskiego.
Czy to prawda? Po co to mówi? Jakie ma dowody?
Czytaj także: PiS zmienia palce. Teraz wygraża swoim byłym działaczom
Agent Tomek o prawicowych dziennikarzach i wodowaniu materiału
Zachowanie Kaczmarka nie dziwi, bo spodziewamy się, że po przegranej PiS rozmaici funkcjonariusze czy też pracownicy upolitycznionych przez partię Kaczyńskiego organów państwa (np. prokuratury) będą „skruszeni” – jawnie lub po cichu – zgłaszać się do dziennikarzy, polityków czy funkcjonariuszy nowej władzy. I liczyć na jakieś korzyści lub chcieć uciszyć sumienie. Agent Tomek robi to zresztą nie pierwszy raz.
Mówił o tym w styczniu 2020 r. w „Superwizjerze” TVN24, a także w prokuraturze. Ta nic z jego zeznaniami nie zrobiła, wywiad w TVN24 wywołał jedną z wielu burz na temat metod rządzenia PiS. I sprawa ucichła. Tym razem – jak mówi – jego zeznania zostały spisane w olsztyńskiej prokuraturze. Akcentuje w nich rolę dziennikarzy w uwiarygodnianiu fałszywych oskarżeń, które miały wpływać na polityczne, i nie tylko, losy wybranych osób z politycznej konkurencji.