MON na ludowo po epoce Błaszczaka i Macierewicza. „Nie ufają pisowskiej buchalterii”
Że będzie inaczej niż za Mariusza Błaszczaka i Antoniego Macierewicza – wiadomo. Wyborcy dali jasny sygnał, że chcą zmiany. Ale akurat w obszarze bezpieczeństwa, obronności, wojska i zbrojeń sytuacja jest szczególna, bo poparcie dla polityki PiS w tych dziedzinach znacznie przewyższało poparcie dla partii Kaczyńskiego, a w wykonywanych przed wyborami i potem badaniach Polacy opowiadają się w znaczącej większości za kontynuacją.
Rząd Donalda Tuska z deklaracjami czeka, aż odchodząca władza, do spółki z prezydentem Andrzejem Dudą, pozwolą mu się stworzyć, ale już wyłania się skład i potencjalne kierunki działania. Można powoli „łączyć kropki” z wypowiedzi polityków, elementów programowych i kontekstu. Kuszący to, ale i ryzykowny punkt wyjścia do analiz. Zaryzykujmy jednak opisanie MON pod rządami pierwszego od ponad ćwierć wieku polityka PSL: Władysława Kosiniaka-Kamysza. To może być ciekawa wycieczka.
PSL poczuł siłę
Już to, że Platforma Obywatelska, wiodący podmiot nowej koalicji, gotowa jest oddać jeden z uchodzących za kluczowy resortów „mniejszemu partnerowi”, jest pod wieloma względami znaczące. Świadczyć może o znaczeniu PSL w koalicyjnych konstelacjach. – Bez nas nie ma tego rządu – mówi mi jeden z czołowych ludowców. Po zaskakująco dobrym wyniku Trzeciej Drogi PSL i Kosiniak-Kamysz poczuli siłę. Ale ta decyzja ma też inny wymiar. Dla Tuska to może być wygodny sposób odejścia od przeszłości, która na nowo została wyostrzona w kampanii.