To było 20. podejście do tematu, a wyrok – z czterema zdaniami odrębnymi – zapadł rzutem na taśmę, bo tuż przed powstaniem nowego rządu. Trybunał i jego polityczni mocodawcy obawiali się, że premier Donald Tusk odmówi publikacji wyroku w „Dzienniku Ustaw”.
Rzeczywiście, takie głosy od jakiegoś czasu po stronie większościowej koalicji się pojawiały, ale powtórzenie niekonstytucyjnego, bezprawnego zachowania premierki Beaty Szydło (opublikowała po dwu latach 20 zaległych wyroków z komentarzem, że mają walor historyczny) byłoby uprawomocnieniem bezprawia. I stworzyłoby precedens, na podstawie którego władza polityczna mogłaby cenzurować wyroki sądu konstytucyjnego.
Czytaj też: Jak odbetonować zagarnięte przez PiS instytucje prawa
PiS-owi zależało
Poniedziałkowy wyrok był dla władzy PiS ważny, bo w przyszłości Mateusz Morawiecki będzie się nim zasłaniał przed odpowiedzialnością za to, że bez podstawy prawnej odmówił płacenia nałożonej przez TSUE kary, powodując naliczenie odsetek za zwłokę i stratę dla finansów publicznych. Poniedziałkowy wyrok Trybunału nie-Konstytucyjnego będzie dla niego ową podstawą prawną: miał rację, że nie płacił, bo płacąc, łamałby konstytucję.
TnK stosunkiem głosów 7:4 orzekł, że kary nałożone przez wiceprezeskę TSUE Rosarię Silva de Lapuerta złamały polską konstytucję, a konkretnie zasadę państwa prawnego, zasadę suwerenności i prymatu konstytucji.