Polskie służby zatrzymały ukraińskich dziennikarzy. Znowu. „Polska będzie się tłumaczyć”
Zacznijmy od tego, że Yuriy Konkevych i Oleksandr Pilyukrobili, dziennikarze ukraińskiej agencji informacyjnej Rayon.in.ua, wcale nie zamierzali zatrzymywać się w Braniewie (woj. warmińsko-mazurskie). – Planowaliśmy udać się na przejście graniczne Bezledy-Bagrationowsk na północy Polski. Mieliśmy zbadać intensywność ruchu ciężarówek z Rosji, prawdopodobnie ze zbożem, ale też innymi produktami rolnymi – mówi „Polityce” Konkevych.
Był 7 marca, na polskich drogach strajkowali rolnicy – ulice pełne traktorów, nie zapowiadało się, że reporterzy dotrą do celu. Zatrzymali się więc w Braniewie. – Na stacji kolejowej w pobliżu miasta zobaczyliśmy setki wagonów ze skroplonym gazem ziemnym, wszystkie z nazwami rosyjskich firm. Zaczęliśmy je filmować na potwierdzenie, że handel z Rosją jest kontynuowany – relacjonuje Konkevych.
Zapewnia, że nagrywali z odległości, nie zbliżając się do „obiektów infrastruktury krytycznej”, czyli rosyjskich wagonów. Nie chcieli podpaść polskiej policji, szczególnie że w pamięci mieli świeży incydent z Mychajło Tkaczem i Jarosławem Bondarenką, dziennikarzami śledczymi „Ukraińskiej Prawdy” (największej internetowej gazety w Ukrainie), którzy nieco ponad tydzień wcześniej zostali zatrzymani na wschodniej granicy podczas przygotowywania materiału o handlu produktami rolnymi z Białorusią. Dziennikarzom nie pozwolono na telefon do bliskich ani do redakcji. Po około czterech godzinach odzyskali swoje rzeczy, ale bez części zebranego materiału.
Konkevych i Pilyukrobili nie mogli wtedy wiedzieć, że będą mieć gorzej.