Górnicy pozdrawiają się pod ziemią tradycyjnym „Szczęść Boże!”. Bywa jednak, że Pan Bóg na chwilę ich opuszcza. Jak w piątek w kopalni Wujek–Śląsk na pograniczu Katowic i Rudy Śląskiej. W czeluściach, 1050 m pod ziemią, zginęło 12 górników, a jeden zmarł w szpitalu; 41 zostało rannych, w tym 18 ciężko. Zabił ich metan. Prawdopodobnie nastąpiło zapalenie gazu (temperatura błyskawicznie wzrasta do ok. 700 stopni Celsjusza) lub jego wybuch (wtedy sięga 1000 stopni i towarzyszy jej niesamowicie silny podmuch). Istne piekło.
Jak zwykle w takich przypadkach zacznie się ustalanie przyczyn. Mogą być tylko dwie: albo siły natury kolejny raz pokonały człowieka, albo człowiek je do tego sprowokował. Bezmyślnością, rutyną i chciwością. Jak w listopadzie 2006 r. w sąsiedniej Halembie w Rudzie Śląskiej, kiedy, w największej od 30 lat w polskim górnictwie katastrofie, zapalenie metanu spowodowało wybuch pyłu węglowego - zginęło 23 górników. Trzy lata temu we wszystkich węglowych kopalniach śmierć poniosło 45 osób. Pod koniec ubiegłego roku w sprawie Halemby na sądowej ławie zasiadło 27 osób. Oskarżonych o bezmyślność, rutynę i chciwość. Proces trwa.
Do tragicznego piątkowego ranka statystyka wypadków w kopalniach węgla kamiennego była ani gorsza, ani lepsza niż w poprzednich latach: 12 ofiar śmiertelnych, 11 ciężko rannych – 1765 wypadków (do tego momentu w ogóle w polskich kopalniach zginęło 14 górników, a 17 odniosło ciężkie obrażenia – wypadków było 2232). Jeżeli bieg spraw byłby podobny, jak w minionych miesiącach, to można byłoby przypuszczać, że w tym roku - zostańmy tylko przy węglu kamiennym - w kopalniach zginie nie więcej górników, niż w ostatnich latach: 2007 – 16, rok później – 24.
Rok 2007 naznaczony był, przynajmniej w pierwszych miesiącach, piętnem tragedii w Halembie. Wszyscy – od prostego hajera po prezesa węglowej spółki – byli pod jej wrażeniem. Był to najbezpieczniejszy okres w powojennej historii polskiego górnictwa. Rygorystyczne przestrzeganie przepisów dawało efekty. Ale nie dawało węgla. Potem, jak zwykle, górę wzięła rutyna, głupota i bezmyślność – z jednej strony. A pogoń za tonami i wynikiem ekonomicznym – z drugiej. Te czynniki tworzą pod ziemią najgroźniejszą mieszankę wybuchową. Jeżeli w śledztwie potwierdzi się informacja, że w kopalni Wujek – Śląsk także doszło do fałszowania lub lekceważenia pomiarów metanu na dole, podobnie jak w Halembie, to będzie oznaczać, że w ostatni piątek to ta właśnie mieszanka wybuchła. Bo szybko trzeba było zlikwidować starą ścianę, a jeszcze szybciej uruchomić nową. Bo szybko trzeba poprawić kiepskie wyniki ekonomiczne, ponieważ po zapaści cen i wydobycia w ostatnich miesiącach znowu na tym rynku coś drgnęło. Bo...
W takiej sytuacji, kiedy rodziny zabitych nie otarły jeszcze łez i nie pochowały najbliższych, niczym ponury żart brzmią informacje, że polskie górnictwo – mimo zdarzających się katastrof - zaliczane jest do najbezpieczniejszych na świecie. Obok niemieckiego i amerykańskiego. Poziom bezpieczeństwa pracy w górnictwie mierzy się m.in. ilością wypadków śmiertelnych na jeden milion ton wydobytego węgla. W poprzednim roku ten ponury, mimo wszystko, wskaźnik wyniósł 0,29. Rok wcześniej – 0,18. W 2006 r. tragedia w Halembie wywindowała go na 0,48. Według nieoficjalnych szacunków wskaźnik ten u innych wielkich producentów węgla wynosił ostatnio: Chiny – 6, Ukraina – 4, Rosja – 0,65. Marne to pocieszenie, bo w USA i w Niemczech – 0,04. Niemcy wydobywają w podobnych warunkach czterokrotnie mniej węgla niż Polska. Wypadki śmiertelne u nich się zdarzają – o katastrofach dawno nikt nie słyszał.
Cóż powiedzieć w tych ponurych godzinach i dniach, kiedy w wielu śląskich domach przeklinany jest ten przeklęty węgiel? Już teraz wydobywamy go ponad kilometr pod ziemią, a będziemy schodzić coraz niżej. Z każdym metrem wzrastają zagrożenia ze strony wszystkich podziemnych żywiołów, którymi, jak mało gdzie, dotknięte jest właśnie polskie górnictwo: metan, pył węglowy, woda z niezbadanych podziemnych jezior, tąpnięcia mające siłę trzęsień ziemi... Dość powiedzieć, że 80 proc. węgla pochodzi z pokładów metanowych. Górnicy potrafią z metanem sobie nieźle radzić. Ale przychodzą takie sekundy, jak w Halembie, jak wczoraj w kopalni Wujek – Śląsk... I jeszcze przyjdą. Przy takich tragediach od lat pada to samo pytanie: czy w warunkach polskich głębinowe wydobycie węgla ma sens społeczny i ekonomiczny? Ale jedni przeżywają tragedię, a inni zjeżdżają na dół i dalej fedrują. Bo jeżeli nie węgiel, to co? I to nie jest pytanie do górników harujących w tym momencie kilometr pod ziemią.