Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Tłinpiks: reaktywacja

Magia „Miasteczka Twin Peaks”

Kyle MacLachlan jako agent specjalny Dale Cooper. Kyle MacLachlan jako agent specjalny Dale Cooper. of Scotland / Flickr CC by SA
Dwie dekady temu „Miasteczko Twin Peaks” zrewolucjonizowało myślenie o telewizyjnej rozrywce i utorowało drogę dzisiejszym nowoczesnym serialom. Właśnie wraca na DVD.
Sheryl Lee jako zamordowana Laura Palmer.Interfoto/Forum Sheryl Lee jako zamordowana Laura Palmer.
„Twin Peaks” - dzieło oryginalne i, jak na tamte czasy, rewolucyjne.BEW „Twin Peaks” - dzieło oryginalne i, jak na tamte czasy, rewolucyjne.

To byłby zwyczajny, zimny i szary poranek. Nad oddalonym o 7 km od kanadyjskiej granicy amerykańskim miasteczkiem Twin Peaks w stanie Washington wisiałaby, jak zresztą przez większość roku, galaretowata mgła. Za kilka godzin pracę rozpocząłby tartak Packardów, prowadzony przez Normę Jenninks i Shelly Johnson bar zacząłby serwować kawę i słynne na całą okolicę ciasto z wiśniami, szeryf Harry S. Truman odbębniałby kolejny spokojny dyżur na posterunku, bracia Horn – lokalni potentaci – ubijaliby kolejny interes życia, zaś Pieńkowa Dama robiłaby zwyczajową rundkę po mieście ze swoim pieńkiem w ramionach. A jednak tego dnia sprawnie dotąd, wydawałoby się, działający mechanizm codziennego życia się zaciął. Kiedy wędkarz Pete Martell znalazł na brzegu jeziora zawinięte w folię ciało Laury Palmer, najpopularniejszej nastolatki w mieście, piątkowej uczennicy, rzeczywistość wypadła ze swych torów, by już nigdy na nie nie powrócić. Nad światem Twin Peaks zawisło pytanie: Kto zabił Laurę Palmer?

„Wiadomość o śmierci Laury powoduje spazmy żalu w każdym, od policjantów i lekarza, matkę i ojca, przez dyrektora szkoły i uczniów – to mogłoby być melodramatyczne, ale u Lyncha ma parzącą intensywność koszmaru sennego” – relacjonował „Time”. Jeszcze dziwniej zrobiło się, gdy do miasteczka przybył agent specjalny FBI Dale Cooper (Kyle MacLachlan). Agent Cooper jest sennym, zimnym i odpychającym miasteczkiem zachwycony. Podoba mu się wszystko: daglezje, którymi obsadzona jest droga do Twin Peaks, mieszkańcy, do których ma nadzwyczajną cierpliwość, kawa i ciasto z wiśniami. Nie rozstaje się z dyktafonem, na który nagrywa informacje dla tajemniczej Diane, relacjonuje jej postępy w śledztwie, opowiada sny i wizje, dzieli się nurtującymi go kwestiami: co naprawdę łączyło Marilyn Monroe z braćmi Kennedy i kto strzelał do JFK, zwierza się z największych marzeń: żeby Tybet odzyskał wolność, a Dalajlama mógł wrócić do swojej ojczyzny.

Wkrótce okaże się, że misja odkrycia zabójcy Laury Palmer dorównuje trudnością uwolnieniu Tybetu. Zasnute mgłą miasteczko skrywa wiele tajemnic, zło i seksualne perwersje wystają zza każdego rogu, a  nikt i nic nie jest tym, czym się wydaje.

Gra z konwencjami

Na początku lat 90. telewizją rządziła rozrywka dla mas, artyści kina trzymali się od niej z daleka. Seriale miały mieć z definicji masową oglądalność, co powodowało, że musiały zaspokajać jak najszersze gusta, być zrozumiałe dla każdego i pokazywać świat już oswojony. Królowały epopeje w stylu „Dallas” i „Dynastii” oraz sitcomy w rodzaju rodzinnych show Billa Cosby’ego. Z tymi oswojonymi gatunkami telewizyjnymi: operą mydlaną, wesołym serialem rodzinnym, dramatem policyjnym i telewizyjnymi horrorami klasy B David Lynch i Mark Frost postanowili pograć. Na celownik wzięli zarówno zgrane konwencje, jak i konwencjonalne oczekiwania telewidzów.

Wystarczyło lekko wyolbrzymić chwyty z oper mydlanych i charakterystyczną dla gatunku nadekspresję, te wszystkie nieprawdopodobne przemiany bohaterów, ich nagłe pojawienia się i zniknięcia, bliźniaczo podobne kuzynki, nadwrażliwe matki, zdradzające żony, wynajmujące płatnych morderców (nawet motyw kosmitów nie był wymysłem Lyncha, skoro w „Dynastii” UFO porwało Falon). Doprawić ukochanym przez Lyncha surrealizmem – absurdalnym poczuciem humoru i atmosferą snu. Pokazać za pomocą typowych dla Lyncha długich ujęć, z podejrzanie długim zainteresowaniem kamery nieistotnymi, wydawałoby się, przedmiotami, gestami, spojrzeniami. Wszystko to razem uczyniło zwyczajne niezwyczajnym, wywołało u widza efekt obcości i niepokoju.

Weźmy scenę, w której agent Cooper i szeryf Truman przychodzą do szpitala przesłuchać świadka morderstwa Laury Palmer, który może wnieść znaczący wkład w rozwikłanie zagadki. W każdym innym serialu przesłuchanie przebiegłoby sprawnie i szybko, w „Twin Peaks”, zanim do niego dojdzie, policjanci stracą cenne minuty na walkę... ze szpitalnymi taboretami. Są zbyt wysokie, mimo rozmaitych prób nie chcą się obniżyć, w końcu szeryf znajduje na jednym z nich instrukcję obsługi, czyta ją na głos i obaj z agentem Cooperem, postępując krok po kroku zgodnie z nią, ciągle przepraszając świadka za niestosowne opóźnienie, w końcu obniżają stołki, siadają i zaczynają przesłuchanie. Część widzów przy scenach takich jak ta zachodzi w głowę, jakim cudem ktoś dał pieniądze na produkcję czegoś takiego, inni zastanawiają się, co trzeba łyknąć albo wypalić, żeby taką scenę wymyślić, a reszta zaśmiewa się do łez. Obojętny nie pozostaje nikt. Podobnie ironicznie potraktowana zostaje rola kobiet w kulturze masowej, sprowadzająca się zwykle do bycia obiektami męskiego pożądania. Tu jest ono dociśnięte do dechy; bohaterki „Miasteczka Twin Peaks” to głównie nastolatki, z budzącą się seksualnością, niewinne i perwersyjne jednocześnie.

Ale jest także, obecna w większości dzieł Lyncha, przestroga przed ucieczką w świat fantazji. Tak więc, choć Mark Frost nazwał „Twin Peaks” „kupą kulturalnego kompostu”, bo było mieszanką wszystkiego, co dotąd wydała popkultura, a David Lynch ironizował, że nie widzi różnicy między ich serialem a regularnymi produkcjami telewizyjnymi – powstało dzieło oryginalne i, jak na tamte czasy, rewolucyjne.

Nie dla każdego

Media początkowo piały z zachwytu. „Telewizja rzadko widywała coś tak dziwnego – lub tak świetnego” („Time”), „Jak nic, co do tej pory widzieliście w prime time – albo na ziemi” („Newsweek”), „To wystarczy, by przywrócić wiarę w telewizję” („Time”). Zaś Laura Palmer – postać nie tylko fikcyjna, ale także martwa – znalazła się wśród Najbardziej Intrygujących Ludzi 1990 Roku magazynu „People”.

Pilotowy, dwugodzinny odcinek obejrzało rekordowe 35 mln widzów. Kolejne oglądało jednak coraz mniej, oglądalność spadała do 11 mln, potem do 8. Pierwsi odpadli ci, którzy liczyli, że mimo różnych aberracji, Lynch i Frost zajmą się jednak rozwiązywaniem zagadki kryminalnej i z odcinka na odcinek będą przybliżać się do odpowiedzi na pytanie: Kto zabił Laurę Palmer? Następni byli ci, którzy pogubili się w gąszczu postaci i ich powiązań, przestali odróżniać, co wydarzyło się realnie, a co było snem agenta Coopera.

Wierni serialowi pozostali przede wszystkim ludzie młodzi, z przedziału wiekowego 18–35 lat. Krytyczka filmowa Grażyna Stachówna, analizująca w miesięczniku „Film” fenomen „Miasteczka Twin Peaks” na polskim gruncie, tak charakteryzowała fanów serialu: „Nagrywają na wideo, na okrągło słuchają muzyki Angelo Badalamentiego z wydanej w porę kasety, porozumiewają się »tłinpiksowym« slangiem (…) i… ciągle się śmieją. Tym nic się nie myli, nie zgubili żadnego bohatera, w dodatku – jak się zdaje – wcale im nie zależy na poznaniu mordercy Laury Palmer. Chcą tylko bywać w Twin Peaks”. O zadomowieniu się w Twin Peaks decydowało według niej otwarcie na nowoczesny język filmowy oraz wyczucie atmosfery i groteski, za pomocą której twórcy serialu oswajają okrucieństwo stworzonego świata.

 

Serial został sprzedany do ponad 50 krajów. Największe triumfy i masową oglądalność zaliczył w Wielkiej Brytanii i we Włoszech, za to zupełnie nie przyjął się we Francji („Tak jakby Céline napisał ponownie »Dallas«” – charakteryzował serial „Paris Match”). Polska telewizja pokazała go rok po premierze amerykańskiej, w 1991 r. Odbiór bardzo przypominał amerykański: początkowe wielkie zainteresowanie i końcowy kult w małej, za to wiernej grupie młodych telewidzów.

„Twin Peaks” jako pierwsze podważyło zasadę, że seriale muszą być dla wszystkich. „Fakt, że tak »trudny« serial mógł osiągnąć sukces w prime time, jest dowodem, że w telewizji zachodzą zmiany. Dekadę temu, kiedy sieci musiały tłumaczyć się z 90-procentowej oglądalności, seriale potrzebowały masowej widowni, by przetrwać. Dziś, gdy sieci przyciągają mniej niż dwie trzecie publiczności, 18–19 proc. udziałów jest wystarczające. Serial z ograniczonym audytorium jak »Twin Peaks« może ten wynik osiągnąć; widownia nastawiona na dzieła trudne i artystyczne stała się marketingową niszą. Czy »Twin Peaks« zainspiruje sieci telewizyjne do wyjścia naprzeciw innej, poszukującej przygód widowni?” – pytał „Time”.

Zainspirował. Dziś niszowa, ale wartościowa z punktu widzenia reklamodawców grupa widzów (młodzi z dużych miast) z powodzeniem utrzymuje na antenie seriale znacznie bardziej zakręcone, wyrafinowane i elitarne niż „Twin Peaks”.

W hołdzie Miasteczku

Ale nie tylko w tej dziedzinie „Twin Peaks” przetarł drogę twórcom współczesnych seriali. David Lynch był pierwszym artystą filmu, który wszedł w świat telewizyjnej rozrywki. Dziś seriale kręcą i produkują najwięksi: Steven Spielberg i Tom Hanks („Pacyfik”), Martin Scorsese („Zakazane imperium”), Ridley Scott („Żona idealna”), Agnieszka Holland („Treme”). Dzieło Lyncha utorowało drogę do telewizji światu pozarealnemu. Najgłośniejszy (i jeden z najdroższych) serial pierwszej dekady nowego tysiąclecia – „Zagubieni” – reklamowany był jako „Miasteczko Twin Peaks XXI w.”. A twórcy głośnego ostatnio „Fringe: Na granicy światów” co pewien czas składają hołdy „Twin Peaks”, bawiąc się motywami z serialu, odwołaniami do wydarzeń i aluzjami do nazwisk bohaterów. Zaś agent Cooper ze swoimi dziwactwami i oryginalnymi metodami prowadzenia śledztwa może z powodzeniem patronować całej serii pokręconych bohaterów najlepszych współczesnych seriali: od Dr. House’a, przez Dextera, po Nancy Botwin z „Trawki”. Karierę zrobiło też pokazanie sielskiej prowincji amerykańskiej jako siedliska zła i patologii (patrz: bagienna Luizjana w „Czystej krwi” jako kraina wampirów i wilkołaków, tętniące podziemnym, niezbyt zgodnym z prawem życiem miłe z pozoru przedmieścia w „Trawce” czy „Gotowych na wszystko”).

Ale największym odkryciem Lyncha i Frosta było to, że nie trzeba widzowi tłumaczyć wszystkiego od początku do końca, że można mnożyć znaki zapytania, mylić tropy, dodawać kolejnych bohaterów i nowe wątki, a znajdzie się całkiem pokaźna grupa widzów, którzy znajdą przyjemność w podążaniu za taką nomadyczną, rozczłonkowaną narracją. Warunkiem jest stworzenie świata, który wciąga i w którym widz zechce zamieszkać.

Seriale kształcą

Amerykański dziennikarz, znawca popkultury i nowych mediów Steven Johnson, w książce „Everything Bad Is Good for You. Why Popular Culture Is Making Us Smarter” dowodzi, że kultura masowa, wbrew obiegowej opinii o jej ogłupiającym wpływie na odbiorców, w istocie czyni nas inteligentniejszymi. Jak to możliwe? Otóż – jak dowodzi Johnson na przykładzie telewizji, gier komputerowych i Internetu – masowa rozrywka staje się coraz bardziej skomplikowana, przez co wymaga od odbiorcy coraz większego skupienia, lepszej pamięci i umiejętności analitycznych.

Weźmy seriale. Wielowątkowości towarzyszy brak wskazówek dla widza, w jakim momencie akcji się znajduje. Nikt mu niczego wprost nie tłumaczy, sam musi złożyć akcję z rozrzuconych przez twórców puzzli. I nie tylko składa, ale jeszcze czerpie z tej zabawy przyjemność! I jeszcze jeden wyznacznik: współczesne seriale wcale nie są o gangsterach, lekarzach, prawnikach, wampirach czy żywych trupach – są o skomplikowanych związkach międzyludzkich, o życiu w społeczeństwie. Akcja serialu jest pretekstem do tworzenia map takich relacji. A ich dekodowanie, tropienie najbardziej nas jako widzów pochłania. Seriale pomagają więc swoim widzom nie tylko rozwijać myślenie analityczne, ale także ćwiczyć inteligencję emocjonalną, czytać podteksty.

Według Johnsona ewolucja telewizji – przejście z przesyłania widzowi jasnych komunikatów w grę z nim i zmiana roli widza z biernej w aktywną – zaczęła się wraz z policyjnym serialem „Hill Street Blues”, nadawanym od 1981 r. przez kolejnych siedem sezonów. Jednym z jego scenarzystów był Mark Frost, który w 1989 r. stworzył „Miasteczko Twin Peaks” – serial, który ucieleśniał wszystkie cechy nowoczesnej rozrywki telewizyjnej. I mocno wyprzedził swój czas.

Polityka 09.2011 (2796) z dnia 25.02.2011; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Tłinpiks: reaktywacja"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną