Twórcy „Ucha prezesa” zapowiadali, że w trzecim sezonie będą starali się wyprzedzać rzeczywistość i przewidywać działania polityków, a tematem przewodnim będą stosunki Polski z resztą świata. Najpierw satyrycy mieli jednak „odhaczyć” temat dymisji Beaty Szydło i nominacji na prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawickiego – i to obecnie się dzieje.
„Ucho prezesa” goni rzeczywistość
Jednocześnie widać, że Robert Górski i spółka wysnuli pewne wnioski z realizacji dwóch poprzednich sezonów i bardzo uważnie unikają pułapki wiecznego bycia w tyle. Chronologicznie to, co oni obecnie pokazują, wydarzyło się już jakiś czas temu, ale też „Ucho prezesa” nie tyle opisuje te ważne zmiany – jak odwołanie szefa MON czy właśnie dymisję pani premier – ile zaprasza za kulisy, nie powtarza więc znanych nam rzeczy, a pokazuje nowe, snuje fikcyjne opowieści, wychodzi z prawdy.
To co innego niż wcześniejsze działania, bo dotychczas „Ucho...” brało jakąś decyzję rządu (czyt. Prezesa), a następnie dopisywało hipotetyczne dialogi z procesu jej wprowadzania – to było naśladownictwo. Humor opierał się tu zaś głownie na karykaturalnych portretach poszczególnych członków rządu i podwładnych Prezesa.
Serial Górskiego staje się bardziej wyrafinowany
Nowy sezon to też podejście bardziej... refleksyjne, subtelne. Mniej jest więc komizmu oczywistego, a dużo, dużo więcej „podprogowego”, gdzie puent nie się podaje wprost, ale pozwala samemu je dopowiadać. W tym konkretnym odcinku przykładem doskonała scena jedzenia rosołu przez Prezesa i jej świetny symbolizm.
Co oczywiście nie znaczy, że karykaturom położono kres. Raczej zepchnięto je na drugi plan, a w nowym odcinku dokładnie do szafy – to tam schowali się Petru i Morawiecki, którzy oprócz bliskości cielesnej, wymuszonej ograniczeniami rzeczonego mebla, odnaleźli również bliskość mentalną. Jak to bankier z bankierem.
„Ucho prezesa” w dwóch pierwszych odcinkach trzeciego sezonu jawi się więc jako serial bardziej wyrafinowany i lepszy scenariuszowo.