Wiara w rychłe zakończenie – lub przynajmniej opanowanie – pandemii jest silna. Postępująca (pewnie nie tak szybko, jak byśmy wszyscy chcieli) akcja szczepień oraz optymistyczne doniesienia na temat skuteczności szczepionek wobec kolejnych wariantów koronawirusa pozwolą wreszcie cieszyć się z wizyty w kinie – pamiętajmy tylko o wciąż obowiązujących regułach, zakładaniu maseczek w sali i zachowaniu dystansu, a może nie będziemy musieli wypatrywać z niepokojem następnego lockdownu.
W piątek wracają kina studyjne, swoje sale otwiera też sieć Helios, tydzień później działać będą także sieci Multikino i Cinema City. Dla kinomanów, zwłaszcza tych spragnionych bezpretensjonalnej rozrywki, to dobra wiadomość: multipleksy były zamknięte od jesieni ubiegłego roku i nie wznowiły działalności podczas chwilowego odmrożenia kultury w lutym.
A i dystrybutorzy liczą na to, że widzowie naprawdę zatęsknili za kinem, bo w najbliższych tygodniach roi się od atrakcyjnych premier. A wiele filmów będzie można oglądać również na pokazach przedpremierowych.
Czytaj też: Telewizja przetrwania
Czwórka oscarowa
Wreszcie w pełnej krasie, na wielkim ekranie, będzie można obejrzeć wspaniałe filmy, które w poprzednim sezonie zgarnęły najważniejsze nagrody z Oscarami na czele. Do kin trafią m.in. „Nomadland” Chloé Zhao (premiera 28 maja, trzy nagrody Akademii: za film, reżyserię i główną rolę Frances McDormand), „Ojciec” Floriana Zellera (premiera 21 maja), poruszająca opowieść o człowieku cierpiącym na demencję, z oscarową rolą Anthony’ego Hopkinsa, „Minari” Lee Isaaka Chunga (premiera 18 czerwca), historia rodziny koreańskich imigrantów, próbujących ułożyć sobie życie w Stanach Zjednoczonych, „Na rauszu” Thomasa Vinterberga (premiera 11 czerwca, Oscar dla filmu zagranicznego) z brawurową rolą Madsa Mikkelsena jako nauczyciela, który wierzy, że utrzymując stały poziom alkoholu we krwi, będzie bardziej kreatywny.