W relacji z podróży po Afryce Północnej, odbytej w 1924 r., Ossendowski pisał: „Polowanie ilościowo dobre, jakościowo – marne. Zabiłem 4 dziki, 2 gazele, 2 szakale i 300 czerwonych kuropatw. Są pantery, lecz bardzo rzadko i tylko wypadkowo można je spotkać. Zrobiliśmy około siedem tysięcy kilometrów samochodem”. Dodajmy, że była to jedna ze zwykłych – by nie rzec: banalnych – eskapad, jakie odbył polski obieżyświat. Słowem: gdy Ossendowski opisywał dżunglę i panującą w niej walkę wszystkich ze wszystkimi, wiedział, o czym opowiada. A to wśród autorów książek przygodowych nie takie znów częste.
Typ literatury uprawianej przez Ossendowskiego zwykło się nazywać romansem podróżniczym lub egzotycznym. Mamy więc w jego powieściach obowiązkowe opisy odległych lądów i tajemniczych plemion, szlachetnych bohaterów, którzy muszą zmierzyć się z podstępnymi przeciwnikami, wartką akcję, porwania, ucieczki, polowania i obrazy dzikiej przyrody ze straszliwymi okazami w postaci najjadowitszych węży w roli głównej.
Jakkolwiek akcja „Słonia Birary”, opublikowanego w 1932 r., rozgrywa się nie na Czarnym Lądzie, lecz w Indiach, wszystkie elementy typowe dla romansu podróżniczego przeznaczonego dla młodzieży mamy tu zachowane. Poznajemy więc dziesięcioletniego Amrę, który musi zostać przewodnikiem starzejącego się słonia Birary. Ten osobliwy duet musi zapracować na utrzymanie ubogiej rodziny. Ich pomysłowość i pracowitość opłacają się. Los sprawia, że Amra trafia na dwór maharadży i staje się najlepszym przyjacielem następcy tronu, królewicza Nassura, któremu ratuje życie. Pewnego dnia obaj chłopcy wyjeżdżają do szkoły w Londynie, zostawiając słonia pod dobrą opieką. Birara tęskni jednak za chłopcami, ucieka do dżungli, gdzie zostaje zraniony przez myśliwego. To oczywiście nie koniec przygód: jak łatwo się domyślić, ścieżki Amry, Nassura i Birary jeszcze się przetną, i to w dramatycznych okolicznościach.
Jeśli chodzi o soczysty opis egzotyki, Ossendowski nie miał sobie równych w polskiej literaturze. By nie być gołosłownym, oto próbka ze „Słonia Birary”: „Jakieś zwierzę z łomotem i głośnym parskaniem biegło tratując krzaki. Amra ujrzał je wkrótce. Był to nosorożec. Umykał przed czymś, co go wypłoszyło i przeraziło. Ciemnoszary kadłub jego migał w gąszczu zarośli. Mała, krótka głowa uzbrojona w potężny róg nad nosem pochylała się co chwila i podnosiła. Przy każdym jej ruchu wylatywały w powietrze wyrwane krzaki i gałęzie drzew, a kaskady wody bryzgały wokół. Nosorożec przemknął, jak toczący się z gór głaz, i zniknął w dżungli. (...) Silny i śmiały zwierz niełatwo rzuca się do ucieczki. Dwie tylko istoty napawały go strachem i zmuszały biec na oślep: człowiek i tygrys... najbardziej zaś – człowiek”.
Życie Ossendowskiego pełne było zawrotnego tempa, suspensu i zwrotów akcji. Odyseję, gdy uciekał przez Rosję ogarniętą wojną domową i był ścigany przez agentów Czeka, spędził zimę w tajdze, przeprawił się przez Tybet do Mongolii oraz Chin i stał się jednym z najbardziej zaufanych ludzi białogwardyjskiego generała Szalonego Barona von Ungerna, opisał w książce „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” (1923 r.). Właśnie ta książka przyniosła Ossendowskiemu międzynarodową sławę i doczekała się w dwudziestoleciu międzywojennym tłumaczeń na niemal dwadzieścia języków. Przypomnijmy także, że spotkanie z Szalonym Baronem zaowocowało też przyjaźnią z Kamilem Giżyckiem, autorem „Wielkich czynów szympansa Bajbuna”, prezentowanych w naszej kolekcji.
Jak się rzekło, ambicje Ossendowskiego wykraczały poza ramy literatury przygodowej. Wspomnijmy choćby „Niewolników słońca” (1927 r.) – książkę napisaną niewątpliwie pod wpływem „Jądra ciemności” Josepha Conrada i analizującą, w jaki sposób ekstremalne warunki życia w Afryce i nieustanna walka o byt wpływają na mentalność i psychikę mieszkających tam ludzi, zarówno czarnoskórych, jak i kolonizatorów. Pisarz przepowiadał także, że islam stanie się tą religią, która zrewolucjonizuje pod względem politycznym i społecznym Czarny Ląd.
Ossendowski – żywo interesujący się polityką – był także autorem jednego z pionierskich studiów bolszewizmu pod wymownym tytułem „Lenin” (1930 r.). W książce tej można znaleźć i taką informację, że dwaj wielcy polscy pisarze, Jan Kasprowicz i Stefan Żeromski, pomogli wydostać się Włodzimierzowi Iljiczowi z więzienia w Nowym Targu, gdy ten został pojmany na początku wojny przez wywiad austriacki i skazany na śmierć. Nawiasem mówiąc, Rosjanie książki tej Ossendowskiemu nie zapomnieli. Zimą 1945 r., tuż po wkroczeniu do Warszawy, oficerowie NKWD udali się na cmentarz w pobliskim Milanówku, by w obecności dentysty sprawdzić, czy pochowany to na pewno Antoni Ossendowski (pisarz zmarł w styczniu ostatniego roku wojny). Jeszcze gorzej potraktowano jego spuściznę literacką, którą wycofano na długie dziesięciolecia z obiegu i wyparto ze świadomości czytelniczej.
Może więc „Słoń Birara” pomoże tę pamięć przywrócić, zwłaszcza że lista opowieści Ossendowskiego – z „Sokołem pustyni” (1928 r.) czy „Synem Beliry” (1933 r.) na czele – jest obszerna.
Byłaby to jeszcze jedna z licznych zasług Birary, który i bez niej jest jednym z najsympatyczniejszych zwierząt, jakie pojawiły w polskiej literaturze.
Słoń Birara
Ferdynand Antoni Ossendowski
Ilustracje: Anita Głowińska
Ilość stron: 144