Nie wiem, czy z myślą właśnie o nim debiutująca w fabule Kinga Dębska (wcześniej znana jako dokumentalistka) pisała scenariusz „Helu”, ale po wyjściu z kina trudno sobie wyobrazić, by postać głównego bohatera mógł odtwarzać ktoś inny.
Królikowski gra doktora Piotra (jak z opowiadania Żeromskiego, ale to chyba przypadkowa zbieżność), psychiatrę pracującego na co dzień z ludźmi skłóconymi z otaczającą ich rzeczywistością. Ukryli się za murami szpitala, skąd jednak powinni kiedyś wrócić do świata zewnętrznego, i doktor Piotr stara się im w tym pomóc. Nie bez sukcesów. Słowem, lekarz lubiany i oddany sprawie – jak z telewizyjnego serialu. Szybko jednak na tym portrecie zaczną pojawiać się rysy.
Pewnego dnia do szpitala trafia młody mężczyzna zatruty narkotykami, doktor Piotr rozpozna w nim dawno niewidzianego syna, który nigdy nie wybaczył mu rozwodu. Wprawdzie wkrótce razem wybiorą się do matki Piotra mieszkającej na Helu, ale podróż nie zakończy się happy endem. To niejedyne niepowodzenie doktora. Wkrótce jego życie mocno się skomplikuje, zarówno osobiste, jak i zawodowe, i wtedy okaże się, iż jest tak samo mało odporny na ciosy jak jego pacjenci. Zawsze miał dla nich dobrą radę, teraz nie potrafi pomóc sam sobie. Upadek człowieka pozornie spełnionego przedstawia Królikowski popisowo.
Niestety, Dębska trochę na skróty prowadzi opowieść do krzepiącego zakończenia, trudno więc mówić o rewelacyjnym debiucie. Poprzestańmy na tym, że to debiut obiecujący. Pawła Królikowskiego chciałbym natomiast zobaczyć kiedyś w jednym filmie z Robertem Więckiewiczem. Warto dla takiego duetu czułych twardzieli napisać dobry scenariusz.