Już sam pomysł, by opowiedzieć o tym, co się dzieje z człowiekiem, który budzi się zamknięty w trumnie, przyprawia o dreszcze. „Pogrzebany” nie jest jednak prymitywnym horrorem żerującym na panicznym lęku doznania śmierci za życia. Choć trudno uwierzyć, mamy tu do czynienia z nadzwyczaj udanym filmowym eksperymentem, dziełem o ambicjach artystycznych sięgających zdecydowanie bardziej spraw ziemskich, społecznych, a nawet politycznych niż pozagrobowych. Pierwsza niespodzianka – jest to thriller, niemal kino akcji, w którym kamera nie opuszcza zakopanego pod ziemią ani na sekundę.
Druga – poza głosami w słuchawce telefonu komórkowego nie ma w filmie innych sygnałów życia. Od samego początku aż do napisów końcowych obserwujemy tylko i wyłącznie jednego człowieka (aktora) i jego desperacką, bezsilną walkę o uwolnienie. Trzecią niespodzianką jest antywojenna wymowa „Pogrzebanego”. Okazuje się bowiem, że pułapka, w której się znalazł, to nic innego jak okrutna zemsta za amerykański terror. Najemnik, kierowca ciężarówki transportującej pomoc humanitarną, padł ofiarą szantażu Irakijczyka, któremu Amerykanie zamordowali całą rodzinę. W zamian za uwolnienie zakładnika żąda milionowego okupu.
Zarówno pod względem realizacyjnym jak i aktorskim jest to majstersztyk. Klaustrofobiczna atmosfera filmu nie ciąży aż tak bardzo. Mimo skromnych środków reżyserowi Rodrigo Cortésowi udało się utrzymać napięcie do samego końca, a aktorowi Ryanowi Reynoldsowi zniuansować i oddać złożoność stanów emocjonalnych bohatera w sytuacji bez wyjścia.
Pogrzebany, reż. Rodrigo Cortés, prod. Hiszpania, 95 min