Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Film

Predator jako gwiazda komedii

Recenzja filmu: „Predator”, reż. Shane Black

„Predator” „Predator” mat. pr.
Ponadtrzydziestoletni kosmiczny łowca dojrzał już do tego, by żartować z samego siebie. Nowy „Predator” to najpierw zwariowana komedia pomyłek i o pomyleńcach, a dopiero potem kino akcji SF.

Shane Black najwyraźniej chciał podejść do sprawy tak samo jak dwa lata temu do komedii kryminalnej „Nice Guys. Równi goście”. W obu przypadkach opowiadał historie gatunkowe, mniej lub bardziej nawiązujące do klasyków kina. Wykorzystał klisze fabularne, naśmiewał się z nich albo ich pomocą sobie z nami pogrywał. Tyle że w „Nice Guys” wyszło to świetnie, a w „Predatorze” gorzej.

Raczej komedia niż kino SF

Najnowsza odsłona sagi o stworze z kosmosu to coś pomiędzy sequelem dwóch pierwszych filmów (z Arnoldem Schwarzeneggerem i Danym Gloverem) a... ich parodią. Weźmy bohaterów: znów jest to festiwal testosteronu, zbieranina maszyn do zabijania, znów towarzyszy im jedna brunetka, znów walczą ze stworem w lesie... ale tym razem to nie wojskowy oddział do zadań specjalnych, lecz raczej byli wojskowi, którzy urwali się z oddziału „specjalnego”. Sami siebie nazywają czubkami.

Śmiechu jest więc co nie miara. Momentami zaskakująco dużo. W efekcie – mimo wybuchów, stosu trupów i miliardów wystrzelonych kul – o nowym „Predatorze” myślę przede wszystkim jako komedii. I w sumie w tych fragmentach jest najlepszy: czy to w scenach z przebudzoną panią doktor, czy w autobusie, gdy „oddział” się poznaje.

Film, o którym się zapomina

Otoczka fantastyczno-akcyjna wypada blado nie tylko dlatego, że nie jest jakoś specjalnie oryginalna czy emocjonująca, ale również przez zbyt mocny kontrast do krwi, odciętych kończyn i wylewających się z brzuchów wnętrzności. Black jakby zapomniał, że oryginalny „Predator” miał w sobie wiele z horroru – i tu ta obrazowa przemoc pasowała.

Film ratuje świetna obsada – może nikt nie dostał roli na miarę Oscara ani nawet kalibru Arniego z oryginału. Ale trudno sobie wyobrazić kogoś lepszego niż Boyd Holbrook jako McKenn, bardziej sympatyczno-wkurzająco-przerażającego agenta niż Sterling K. Brown czy kogoś bardziej przekonującego jako pani doktor/ewidentny spec od broni niż Olivia Munn. Nawet Thomas Jane wycisnął bardzo wiele ze swojej małej rólki.

Można się dziwić, że „Predator” do kin wchodzi we wrześniu, a nie miesiąc czy dwa wcześniej, bo trudno o film lepiej spełniający wymogi letniego blockbustera: dużo śmiechu, dużo akcji, ogólnie pozytywne wrażenia. Wiele nam w pamięci z tej prostej fabułki jednak nie zostanie.

Predator, reż. Shane Black, prod. USA, 107 min

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama