Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Film

Gorączka złota

Recenzja filmu: „Bracia Sisters”, reż. Jacques Audiard

Kadr z filmu „Bracia Sisters” Kadr z filmu „Bracia Sisters” mat. pr.
Główni bohaterowie filmu przedzierają się przez życie niczym Butch Cassidy i Sundance Kid, dostając przy tym finał, na jaki zasługują.

Jacques Audiard – duchowy spadkobierca kina Jean-Pierre’a Melville’a oraz stały bywalec najważniejszych światowych festiwali (w tym także canneńskiego, gdzie w 2015 r. został uhonorowany Złotą Palmą za „Imigrantów”) – realizuje swój pierwszy anglojęzyczny film, słusznie nagrodzony w Wenecji Srebrnym Lwem za najlepszą reżyserię. „Bracia Sisters” kompletują nie tylko fantastyczną obsadę na czele z Johnem C. Reillym, Joaquinem Phoenixem i Jakiem Gyllenhaalem, ale także równie mocną ekipę, czego najlepszymi przykładami są scenarzysta Thomas Bidegain czy operator Benoît Debie, stały współpracownik Gaspara Noégo i Harmony’ego Korine’a (dwa ostatnie nazwiska mówią same za siebie).

Audiard – podobnie jak wielu innych europejskich twórców – sięga po najbardziej amerykański z amerykańskich gatunków, czyli western, by dokonać jego swoistej rewizji. Korzysta przy tym z powieści Patricka deWitta pod tym samym tytułem, zaś efektem pracy jest okraszony subtelnym humorem pastisz, spod którego wyłania się – równie dyskretnie – nie najszczęśliwsza wizja kondycji współczesnego człowieka: smutnego i samotnego, tęsknie wypatrującego lepszej przyszłości.

Bracia Sisters z Oregonu to cieszący się złą sławą zawodowi mordercy, wykonujący zawsze najbrudniejszą robotę. Warto zauważyć, że to wcale nie jacyś wyrafinowani geniusze zbrodni. Nie, bynajmniej. Gdy dostają zlecenie pozbycia się pewnego jegomościa, który przebywa w Kalifornii, można się spodziewać, że nic nie pójdzie po ich myśli. A tak się składa, że choć pracują razem i łączą ich więzy krwi oraz chęć zysku, myślą zupełnie odmiennie. Podczas gdy młodszy i lepiej zarabiający („Jakim cudem?!” – pyta go brat) o imieniu Charlie (Phoenix) jest na pozór pewnym siebie, cynicznym do bólu, narwanym i nieobliczanym samcem alfa, wiecznie pijanym na dodatek, drugi, Eli (Reilly), to przy nim niemalże oaza spokoju, człowiek melancholijny i emocjonalny, marzący o tym, by wreszcie zakończyć tułacze i przestępcze życie oraz przejść na zasłużoną emeryturę.

Tym, co dzieli ich najbardziej, jest właśnie stosunek do teraźniejszości. Bo o ile Charlie wciąż zakorzeniony jest w przeszłości, hołdując najbardziej prymitywnym odruchom charakterystycznym dla dziewiętnastowiecznych Stanów Zjednoczonych, o tyle Eli to facet zauważający i doceniający fakt, iż świat się zmienia. Ku lepszemu, jak zresztą przypuszcza. Po co więc wieść pieskie życie na Dzikim Zachodzie, skoro można korzystać z dobrodziejstw cywilizacji (aspekt ten został znakomicie wygrany przy użyciu rekwizytu: wchodzącej właśnie na amerykański rynek szczoteczki do zębów)?

Bracia Sisters (The Sisters Brothers), reż. Jacques Audiard, prod. Francja, Hiszpania, USA, Rumunia 2018, 121 min

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama