Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Film

Siedem dusz

Recenzja filmu: "Siedem dusz", reż. Gabriele Muccino

Will Smith rzucony na odcinek psychologiczny

Po fatalnym występie w głupiutkim „Hancocku” i beznadziejnej roli w „Jestem legendą” amerykański raper Will Smith zapragnął sprawdzić się na odcinku psychologicznym. Do realizacji „Siedmiu dusz” wynajął Gabriele’a Muccino, niezłego włoskiego reżysera marzącego o hollywoodzkiej karierze, z którego umiejętnościami zapoznał się już na planie „W pogoni za szczęściem”.

Tym razem zagrał u niego świeckiego świętego: niby urzędnika podatkowego, odraczającego dobrym ludziom płacenie zaległych podatków, a tak naprawdę udręczonego wyrzutami sumienia sprawcę wypadku, pragnącego odpokutować w nieco bardziej spektakularny sposób swoje winy. Złożoność postaci Smith wyraża przenikliwą głębią spojrzenia i dobrodusznym uśmiechem w każdym ujęciu, niezależnie czy wyprowadza właśnie psa chorej na serce dziewczyny (Rosario Dawson), czy też prowadzi telefoniczną pogawędkę z niewidomym operatorem (Woody Harrelson).

Uszczęśliwiając przygodnie spotkane osoby (tytułowe siedem dusz), nie wyjawia im jednak, dlaczego to czyni, czasem tylko w pojawiających się znienacka retrospekcjach rzuca zagadkowe uwagi o przygotowywanym wielkim planie, co ma wzmagać czujność i napięcie widzów przez prawie dwie godziny. Aż w końcu, gdy zapowiadany, zdumiewający plan bohatera zostanie wreszcie zrealizowany, a publiczność utonie we łzach, pojawia się nieodparte wrażenie, że cała ta historia logicznego sensu nie ma.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną