Gromadka nastolatków w odciętym od świata domu w głębi lasu – z czymś to się państwu kojarzy? Na tym schemacie opiera się wiele horrorów klasy B, by przypomnieć choćby „Martwe zło” Sama Raimiego. Ów podgatunek zdechł lata temu, bo ileż można, ale – jak wiadomo – martwi nierzadko wracają w nim do życia. W „Until Dawn” ta konwencja niczym zombie wygrzebuje się z grobu i znów w kluczowych momentach zagryzamy wargi. To od naszych decyzji, a także refleksu, zależy, kto z ośmiorga nieszczęśników przeżyje noc. Być może wszyscy, wszyscy też mogą umrzeć. Gra przypomina solidny warsztatowo interaktywny film. Aktorzy zagrali w punkt, wrażenie robi zwłaszcza Peter Stormare jako demoniczny psychoanalityk, wyciągający z gracza prawdę o jego najgłębszych lękach. Przyznałem szczerze, że boję się węży, czego pożałowałem, bo twórcy „Until Dawn” wykorzystali to bez skrupułów.
Until Dawn, Supermassive Games, Sony, PS4